Dookoła Gruzji w tydzień - III dzień
7/09/2017
III dzień 15.04.2017
Przeprowadzamy się do centrum!
Wyczekiwaliśmy tej chwili...w
końcu wyprowadzka z Tao Hotelu! Szybkie przejście na metro w Didube, przejazd
do Liberty Square, ekspresowe znalezienie nowego mieszkania i jedziemy do
Davita Gareji! Żart...tak jak wspominałam wcześniej i wspomnę pewnie jeszcze
nie raz: w Gruzji niczego nie można zaplanować, a nawet jeśli uda się
zaplanować to i tak nie pójdzie po naszej myśli. Co nie znaczy, że pójdzie
gorzej. Wręcz przeciwnie, te nieprzewidywane obroty spraw mają swój urok.
Wróćmy więc do tego co było po przyjeździe do prawdziwego centrum Tbilisi.
Szybkie znalezienie mieszkania okazało się wręcz niemożliwe. Zmęczeni ciągłym
wchodzeniem pod górkę, pytaniem o wolne pokoje i schodzeniem w dół z
informacją, że nie ma dwójek postanowiliśmy znaleźć nocleg z TBILISI LOVES YOU
(ogólnodostępne wi fi w całym centrum Tbilisi). I tak właśnie trafiliśmy do
Dawida, który wynajmował niepozornie wyglądające apartamenty z widokiem na słynne
łaźnie siarkowe, trochę miasta, oraz wzgórza z typowymi budowlami. Dawid mimo
braku pokoju o tak wczesnej porze zaoferował nam, że popilnuje naszych rzeczy,
a kiedy wrócimy z wycieczki będziemy się mogli wprowadzić. Zadowoleni
pobiegliśmy na busa do Gareji, którego cudem udało się znaleźć na stronie
internetowej Gareja Line. Busy te odjeżdżają codziennie od 15 kwietnia do 15
października o godzinie 11:00 z Freedom Square. Jest to świetna sprawa,
ponieważ przejazd w dwie strony kosztuje 25GEL od osoby, a dodatkowo kierowca
zatrzymuje się w niektórych miejscach na „foto” i w drodze powrotnej w wiosce
Udabno.
Dlaczego po raz kolejny nie dojechaliśmy do Davida Gareji?
Dlaczego po raz kolejny nie dojechaliśmy do Davida Gareji?
Niestety nam tego dnia po raz
kolejny nie udało się odwiedzić monastyrów Gareji. Na fecebooku „Gareja Line”
miejsce odjazdu jest pięknie opisane, jednak na mapie była zaznaczona całkiem
inna lokalizacja. My oczywiście kierowaliśmy się dołączoną mapką...trafiliśmy
na zupełne peryferia Tbilisi w dzielnicy Technical University. Muszę dodać, że
podczas biegu z mapką w ręce i płynnej zmiany środków transportu byliśmy z
siebie naprawdę dumni, bo gdyby stamtąd odjeżdżał bus to zdążylibyśmy wręcz
idealnie. Niestety nie odjeżdżał. Jedyne co wyniosłam z tej szybkiej podróży to
pudełko gruzińskich zapałek, które dosłownie spadło mi na głowę. Do teraz nie
wiem czy ktoś we mnie celował, ale jeśli tak to był to na pewno ninja mistrz,
bo w tej dzielnicy nie było żywej duszy. Jak poprawnie dojechać do Davida Gareji opisane jest tutaj.
Koniec o tym czego nie udało
nam się zrobić tego dnia. Wróciliśmy do domu, zostaliśmy poczęstowani winem i
owocami i wprowadziliśmy się do nowiutkiego apartamentu. Zdziwił mnie jego
nowoczesny wygląd i wielkość. W stosunku do ceny czyli 30GEL/os, aż głupio było
przyjąć taką królewską komnatę. Salon z kuchnią, duża sypialnia, piętro niżej
łazienka, pralka i ogólnie całe wyposażenie. No i przede wszystkim była
pościel! Nie to co w Tao! Szybko pobiegliśmy zwiedzać dalej miasto.
Suchy Targ vs Wesołe Miasteczko na wzgórzu Mtacminda
Tego dnia zobaczyliśmy słynny
targ staroci, który znajduje się przy suchym moście. Suchy most dlatego, że
niegdyś płynęła pod nim rzeka Kura, której koryto zostało osuszone, a bieg
rzeki zmieniony. Muszę przyznać, że czekałam na odwiedzenie tego miejsca,
ponieważ uwielbiam takie klimaty. To co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania.
Wzdłuż chodnika roiło się od rozłożonych prześcieradeł lub lichych stolików, na
których były wystawione przeróżne starocie od starych, pomiętych pocztówek,
przez złote sztućce, biżuterię, zegarki, narzędzia, kompasy, rogi, aż do białej
broni i odznak wojennych. Ceny tych cudeniek były przeróżne, często jednak
mocno zawyżone. Targ był znacznie większy niż słynny targ staroci we Lwowie i
nie było tam prawie w ogóle typowych pamiątek wystawionych „pod turystów”.
Podczas przechadzki zaczepił nas pewien Gruzin, który dość dobrze mówił po
angielsku. Od razu wiedział, że jesteśmy Polakami, zaprowadził nad do pewnego
stoiska i wyciągnął zza sterty książek czarny, rozpadający się modlitewnik. Był
to polski modlitewnik z 1867 roku. Nadal zastanawiam się nad jego historią i
nad tym co sprawiło, że znajduje się obecnie na pchlim targu w Gruzji.
Następnie postanowiliśmy wyjechać na wzgórze Mtacminda, na które można dostać
się kolejką wąskotorową. Znajduje się tam wieża telewizyjna i wesołe
miasteczko. W okresie świąt wielkanocnych było jeszcze uśpione i mało atrakcji
funkcjonowało. Z tego wzgórza można było zobaczyć całe, dumnie prezentujące się
miasto. Do centrum wzięliśmy taksówkę, oczywiście taksówkarz okazał się być
producentem świetnego wina, które wyciągnął z podłokietnika i rozlał nam do
gruzińskich rogów. Na zdrowie!
Najpiękniejszą panoramą
Tbilisi w moim przekonaniu pozostaje widok na miasto spod twierdzy Narikala, z
butelką wina w ręce. Całe miasto jest pięknie podświetlone, a w szczególności
znane budowle takie jak Świątynia Metechi, katedra Cminda Sameba, wieża
telewizyjna. Coś pięknego. Kolejna na wzgórze jest czynna do godziny 22:00.
łaźnie siarkowe |
poczęstunek u Dawida |
Targ na suchym moście |
krzywy zegar obok teatru marionetek |
pomniki świętujących Gruzinów |
diabelski młyn nad miastem |
panorama ze wzgórza Mtacminda |
wieża telewizyjna |
przed każdym posiłkiem obowiązkowo podawany pyszny gruziński chleb
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz