Dookoła Gruzji w tydzień - III dzień



III dzień 15.04.2017
Przeprowadzamy się do centrum!

Wyczekiwaliśmy tej chwili...w końcu wyprowadzka z Tao Hotelu! Szybkie przejście na metro w Didube, przejazd do Liberty Square, ekspresowe znalezienie nowego mieszkania i jedziemy do Davita Gareji! Żart...tak jak wspominałam wcześniej i wspomnę pewnie jeszcze nie raz: w Gruzji niczego nie można zaplanować, a nawet jeśli uda się zaplanować to i tak nie pójdzie po naszej myśli. Co nie znaczy, że pójdzie gorzej. Wręcz przeciwnie, te nieprzewidywane obroty spraw mają swój urok. Wróćmy więc do tego co było po przyjeździe do prawdziwego centrum Tbilisi. Szybkie znalezienie mieszkania okazało się wręcz niemożliwe. Zmęczeni ciągłym wchodzeniem pod górkę, pytaniem o wolne pokoje i schodzeniem w dół z informacją, że nie ma dwójek postanowiliśmy znaleźć nocleg z TBILISI LOVES YOU (ogólnodostępne wi fi w całym centrum Tbilisi). I tak właśnie trafiliśmy do Dawida, który wynajmował niepozornie wyglądające apartamenty z widokiem na słynne łaźnie siarkowe, trochę miasta, oraz wzgórza z typowymi budowlami. Dawid mimo braku pokoju o tak wczesnej porze zaoferował nam, że popilnuje naszych rzeczy, a kiedy wrócimy z wycieczki będziemy się mogli wprowadzić. Zadowoleni pobiegliśmy na busa do Gareji, którego cudem udało się znaleźć na stronie internetowej Gareja Line. Busy te odjeżdżają codziennie od 15 kwietnia do 15 października o godzinie 11:00 z Freedom Square. Jest to świetna sprawa, ponieważ przejazd w dwie strony kosztuje 25GEL od osoby, a dodatkowo kierowca zatrzymuje się w niektórych miejscach na „foto” i w drodze powrotnej w wiosce Udabno.


Dlaczego po raz kolejny nie dojechaliśmy do Davida Gareji?

Niestety nam tego dnia po raz kolejny nie udało się odwiedzić monastyrów Gareji. Na fecebooku „Gareja Line” miejsce odjazdu jest pięknie opisane, jednak na mapie była zaznaczona całkiem inna lokalizacja. My oczywiście kierowaliśmy się dołączoną mapką...trafiliśmy na zupełne peryferia Tbilisi w dzielnicy Technical University. Muszę dodać, że podczas biegu z mapką w ręce i płynnej zmiany środków transportu byliśmy z siebie naprawdę dumni, bo gdyby stamtąd odjeżdżał bus to zdążylibyśmy wręcz idealnie. Niestety nie odjeżdżał. Jedyne co wyniosłam z tej szybkiej podróży to pudełko gruzińskich zapałek, które dosłownie spadło mi na głowę. Do teraz nie wiem czy ktoś we mnie celował, ale jeśli tak to był to na pewno ninja mistrz, bo w tej dzielnicy nie było żywej duszy. Jak poprawnie dojechać do Davida Gareji opisane jest tutaj.
Koniec o tym czego nie udało nam się zrobić tego dnia. Wróciliśmy do domu, zostaliśmy poczęstowani winem i owocami i wprowadziliśmy się do nowiutkiego apartamentu. Zdziwił mnie jego nowoczesny wygląd i wielkość. W stosunku do ceny czyli 30GEL/os, aż głupio było przyjąć taką królewską komnatę. Salon z kuchnią, duża sypialnia, piętro niżej łazienka, pralka i ogólnie całe wyposażenie. No i przede wszystkim była pościel! Nie to co w Tao! Szybko pobiegliśmy zwiedzać dalej miasto.


Suchy Targ vs Wesołe Miasteczko na wzgórzu Mtacminda

Tego dnia zobaczyliśmy słynny targ staroci, który znajduje się przy suchym moście. Suchy most dlatego, że niegdyś płynęła pod nim rzeka Kura, której koryto zostało osuszone, a bieg rzeki zmieniony. Muszę przyznać, że czekałam na odwiedzenie tego miejsca, ponieważ uwielbiam takie klimaty. To co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Wzdłuż chodnika roiło się od rozłożonych prześcieradeł lub lichych stolików, na których były wystawione przeróżne starocie od starych, pomiętych pocztówek, przez złote sztućce, biżuterię, zegarki, narzędzia, kompasy, rogi, aż do białej broni i odznak wojennych. Ceny tych cudeniek były przeróżne, często jednak mocno zawyżone. Targ był znacznie większy niż słynny targ staroci we Lwowie i nie było tam prawie w ogóle typowych pamiątek wystawionych „pod turystów”. Podczas przechadzki zaczepił nas pewien Gruzin, który dość dobrze mówił po angielsku. Od razu wiedział, że jesteśmy Polakami, zaprowadził nad do pewnego stoiska i wyciągnął zza sterty książek czarny, rozpadający się modlitewnik. Był to polski modlitewnik z 1867 roku. Nadal zastanawiam się nad jego historią i nad tym co sprawiło, że znajduje się obecnie na pchlim targu w Gruzji. Następnie postanowiliśmy wyjechać na wzgórze Mtacminda, na które można dostać się kolejką wąskotorową. Znajduje się tam wieża telewizyjna i wesołe miasteczko. W okresie świąt wielkanocnych było jeszcze uśpione i mało atrakcji funkcjonowało. Z tego wzgórza można było zobaczyć całe, dumnie prezentujące się miasto. Do centrum wzięliśmy taksówkę, oczywiście taksówkarz okazał się być producentem świetnego wina, które wyciągnął z podłokietnika i rozlał nam do gruzińskich rogów. Na zdrowie!

Najpiękniejszą panoramą Tbilisi w moim przekonaniu pozostaje widok na miasto spod twierdzy Narikala, z butelką wina w ręce. Całe miasto jest pięknie podświetlone, a w szczególności znane budowle takie jak Świątynia Metechi, katedra Cminda Sameba, wieża telewizyjna. Coś pięknego. Kolejna na wzgórze jest czynna do godziny 22:00.

łaźnie siarkowe


poczęstunek u Dawida
                         

Targ na suchym moście


krzywy zegar obok teatru marionetek


pomniki świętujących Gruzinów

diabelski młyn nad miastem

panorama ze wzgórza Mtacminda
           
wieża telewizyjna
                             
przed każdym posiłkiem obowiązkowo podawany pyszny gruziński chleb


Tbilisi nocą
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Wild Heart Tour , Blogger