Davit Gareja
,
Gruzja
,
Udabno
Dookoła Gruzji w tydzień - V dzień
7/09/2017
Godzina 11:00 Freedom Square
– w końcu jedziemy do Davida Gareji! Jeszcze raz po krótce o Gareja Line – jest
to busik, który codziennie o godzinie 11:00 zabiera chętnych turystów na
wycieczkę do słynnych monastyrów, do których dojazd marszrutek byłby bezcelowy,
ponieważ droga prowadzi przez pustkowia. Taksówką natomiast za 3 godziny jazdy
tam i z powrotem zapłacimy około 150GEL. W Gareja Line jedyne 25GEL/os w dwie
strony. Dodatkowym plusem są postoje po drodze, w czasie których można
fotografować dzikie tereny oraz postój w wiosce Udabno, o której opowiem
później. Na samym początku zaskakuje nas czekająca na wyznaczonym placu
organizatorka, która od razu ofiaruje nam kartki z informacjami (po Polsku!) na
temat podróży, historii monastyrów i niebezpieczeństw jakie będą na nas czyhać
(żmije). W busiku stworzył się mix kulturowy. Polacy, Niemcy, Anglicy oraz
osoby, których narodowości nie zidentyfikowaliśmy.
Wspiąć się do raju...
Już po około godzinie jazdy
ukazał się nam krajobraz zupełnie inny od dnia poprzedniego. Ciągnące się kilometrami
pustkowia, gdzieniegdzie spowite namiastką trawy, którą skrupulatnie wyjadały
pasące się owce. Pojedyncze drzewa stanowiły zaledwie kilka procent panoramy
tego płaskiego terenu. Pod nimi szukali schronienia przed upałem leniuchujący
pastuszkowie. Czas jakby się zatrzymał. Po kilku godzinach jazdy w końcu
znaleźliśmy się na miejscu. Naszym oczom ukazała się wielka skała z wydrążonymi
w niej otworami oraz przeróżnymi schodkami, kapliczkami, grotami itp. Był to
Klasztor Lawra, w którym obecnie zamieszkuje 10 prawosławnych mnichów.
Zwiedzanie ich domów było z jasnych powodów niemożliwe, jednak zwiedzić można
dziedziniec oraz Kościół Przemienienia, gdzie został pochowany założyciel
kompleksu – syryjski mnich Dawid z Garedży. Po terenie klasztoru spacerowaliśmy
dość długo, ponieważ nie doczytaliśmy informacji, że wskazane jest udanie się
stromym zboczem w górę. Gdy w końcu zauważyliśmy podejrzanie przechadzających
się „nad nami” turystów, szybko pobiegliśmy szukać przejścia. Było dość sucho i
upalnie, dlatego wejście w trampkach ślizgających się po stromych, niemalże
piaskowych zboczach dostarczało frajdy. Po około 20 minutach dotarliśmy na
szczyt, na którym odebrało nam mowę. Powietrze pachniało wolnością. Po jednej
stronie rozciągał się pagórkowaty, nie tknięty ludzką ręką krajobraz Gruzji, a
po drugiej stronie bezkresne równiny zielonego Azerbejdżanu. Po głębokim
oddechu postanowiliśmy pójść dalej, grzbietem wzgórza. W przewodniku wyczytałam
informację o zamieszkujących tę okolicę jaszczurkach, a że jestem wielką ich
fanką, mimo wielkiego uroku tego miejsca byłam nieco przygnębiona. Po
kilkunastu krokach było mi jednak dane zobaczyć najpiękniejszy widok jaki można
sobie wyobrazić. Na skałach wysuniętych w stronę Azerbejdżanu, siedziały
wielkie jaszczury, z dumą przyglądające się rozległym terenom. Rozważałam opcję
pozostania tam na zawsze, jednak ostatecznie postawiłam na zrobienie kilku
pamiątkowych zdjęć, które swoją drogą oglądam prawie codziennie. Idąc dalej
naszym oczom ukazywały się nadal bezkresne tereny, skały, jaszczurki, dwóch
mężczyzn z karabinami, krzewy oraz różnego rodzaju owady. Nie wyobrażam sobie
jednak spaceru tą trasą podczas deszczu. Wtedy na pewno nie było by widać
jaszczurek... Dobra! Wróćmy do tych dwóch umundurowanych mężczyzn z karabinami.
Czuwali oni przy Kaplicy Zmartwychwstania i okazali się być kimś w rodzaju
niezainteresowanej niczym kontroli granicznej. Idąc w dół w stronę Azerbejdżanu
można dojść do dobrze zachowanych jaskiń, w których pierwotnie mieszkali mnisi.
Jaskinie ozdabiane są licznymi freskami przedstawiającymi czasy ich
powstawania.
Po przejściu całej trasy i zgromadzeniu wszystkich uczestników
przy busiku, ruszyliśmy do wioski Udabno. Jest to jedna z najbardziej
odizolowanych wiosek w Gruzji. Widać to na pierwszy rzut oka, słychać po
panującej ciszy i czuć przez ogólną, spokojną atmosferę. Pobliski
(prawdopodobnie jedyny) sklepik to kilka niezapełnionych nawet w połowie półek
z podstawowymi artykułami. W zamrażarkach dość spore ilości mięsa, i o dziwo
duża ilość napojów energetycznych w lodówkach (mówiąc duża ilość odnoszę się do
ogólnego zaopatrzenia sklepu, inaczej mówiąc znajdowało się tam około 6 puszek
z napojami energetycznymi). Przechadzając się wioską można gdzie niegdzie
zaobserwować roześmiane dzieciaki grające w piłę na podwórku oraz starszych
Gruzinów pogrążonych w dyskusjach przy kieliszku wina. Na obrzeżach znajduje
się obity prowizorycznie deskami parkiet oraz scena, gdzie prawdopodobnie
odbywają się wiejskie festyny. Jestem fanką takich eventów, bo to najlepsza
droga do poznania jak bawi się lokalna ludność, ale niestety nie zapowiadało
się na to, że festyn odbędzie się w najbliższej przyszłości. „Banery”
zapowiadały imprezę na grudzień, o ile się nie mylę 2015 roku.
Udabno - miejsce, w którym zatrzymał się czas
Wino w restauracji w hostelu
Udabno było zwieńczeniem naszej podróży. Pisząc 'restauracja' mam oczywiście na
myśli stary budynek, w którym ustawiono kilka ławek i stołów w czymś na kształt
garażu. Średnio na 2 gości przypadał jeden pies lub kot, czychający na kawałek
smakowitego mięska i gardzący rzucanymi okruchami bułki, czy chleba.
Na zakończenie jeszcze szybka
akcje w słynnym barze "Warszawa" w Tbilisi. Nic ciekawego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz