Dookoła Gruzji w tydzień - V dzień



V dzień 17.04.2017
Gareja Line praktycznie

Godzina 11:00 Freedom Square – w końcu jedziemy do Davida Gareji! Jeszcze raz po krótce o Gareja Line – jest to busik, który codziennie o godzinie 11:00 zabiera chętnych turystów na wycieczkę do słynnych monastyrów, do których dojazd marszrutek byłby bezcelowy, ponieważ droga prowadzi przez pustkowia. Taksówką natomiast za 3 godziny jazdy tam i z powrotem zapłacimy około 150GEL. W Gareja Line jedyne 25GEL/os w dwie strony. Dodatkowym plusem są postoje po drodze, w czasie których można fotografować dzikie tereny oraz postój w wiosce Udabno, o której opowiem później. Na samym początku zaskakuje nas czekająca na wyznaczonym placu organizatorka, która od razu ofiaruje nam kartki z informacjami (po Polsku!) na temat podróży, historii monastyrów i niebezpieczeństw jakie będą na nas czyhać (żmije). W busiku stworzył się mix kulturowy. Polacy, Niemcy, Anglicy oraz osoby, których narodowości nie zidentyfikowaliśmy.



Wspiąć się do raju...

Już po około godzinie jazdy ukazał się nam krajobraz zupełnie inny od dnia poprzedniego. Ciągnące się kilometrami pustkowia, gdzieniegdzie spowite namiastką trawy, którą skrupulatnie wyjadały pasące się owce. Pojedyncze drzewa stanowiły zaledwie kilka procent panoramy tego płaskiego terenu. Pod nimi szukali schronienia przed upałem leniuchujący pastuszkowie. Czas jakby się zatrzymał. Po kilku godzinach jazdy w końcu znaleźliśmy się na miejscu. Naszym oczom ukazała się wielka skała z wydrążonymi w niej otworami oraz przeróżnymi schodkami, kapliczkami, grotami itp. Był to Klasztor Lawra, w którym obecnie zamieszkuje 10 prawosławnych mnichów. Zwiedzanie ich domów było z jasnych powodów niemożliwe, jednak zwiedzić można dziedziniec oraz Kościół Przemienienia, gdzie został pochowany założyciel kompleksu – syryjski mnich Dawid z Garedży. Po terenie klasztoru spacerowaliśmy dość długo, ponieważ nie doczytaliśmy informacji, że wskazane jest udanie się stromym zboczem w górę. Gdy w końcu zauważyliśmy podejrzanie przechadzających się „nad nami” turystów, szybko pobiegliśmy szukać przejścia. Było dość sucho i upalnie, dlatego wejście w trampkach ślizgających się po stromych, niemalże piaskowych zboczach dostarczało frajdy. Po około 20 minutach dotarliśmy na szczyt, na którym odebrało nam mowę. Powietrze pachniało wolnością. Po jednej stronie rozciągał się pagórkowaty, nie tknięty ludzką ręką krajobraz Gruzji, a po drugiej stronie bezkresne równiny zielonego Azerbejdżanu. Po głębokim oddechu postanowiliśmy pójść dalej, grzbietem wzgórza. W przewodniku wyczytałam informację o zamieszkujących tę okolicę jaszczurkach, a że jestem wielką ich fanką, mimo wielkiego uroku tego miejsca byłam nieco przygnębiona. Po kilkunastu krokach było mi jednak dane zobaczyć najpiękniejszy widok jaki można sobie wyobrazić. Na skałach wysuniętych w stronę Azerbejdżanu, siedziały wielkie jaszczury, z dumą przyglądające się rozległym terenom. Rozważałam opcję pozostania tam na zawsze, jednak ostatecznie postawiłam na zrobienie kilku pamiątkowych zdjęć, które swoją drogą oglądam prawie codziennie. Idąc dalej naszym oczom ukazywały się nadal bezkresne tereny, skały, jaszczurki, dwóch mężczyzn z karabinami, krzewy oraz różnego rodzaju owady. Nie wyobrażam sobie jednak spaceru tą trasą podczas deszczu. Wtedy na pewno nie było by widać jaszczurek... Dobra! Wróćmy do tych dwóch umundurowanych mężczyzn z karabinami. Czuwali oni przy Kaplicy Zmartwychwstania i okazali się być kimś w rodzaju niezainteresowanej niczym kontroli granicznej. Idąc w dół w stronę Azerbejdżanu można dojść do dobrze zachowanych jaskiń, w których pierwotnie mieszkali mnisi. Jaskinie ozdabiane są licznymi freskami przedstawiającymi czasy ich powstawania. 



Udabno - miejsce, w którym zatrzymał się czas

Po przejściu całej trasy i zgromadzeniu wszystkich uczestników przy busiku, ruszyliśmy do wioski Udabno. Jest to jedna z najbardziej odizolowanych wiosek w Gruzji. Widać to na pierwszy rzut oka, słychać po panującej ciszy i czuć przez ogólną, spokojną atmosferę. Pobliski (prawdopodobnie jedyny) sklepik to kilka niezapełnionych nawet w połowie półek z podstawowymi artykułami. W zamrażarkach dość spore ilości mięsa, i o dziwo duża ilość napojów energetycznych w lodówkach (mówiąc duża ilość odnoszę się do ogólnego zaopatrzenia sklepu, inaczej mówiąc znajdowało się tam około 6 puszek z napojami energetycznymi). Przechadzając się wioską można gdzie niegdzie zaobserwować roześmiane dzieciaki grające w piłę na podwórku oraz starszych Gruzinów pogrążonych w dyskusjach przy kieliszku wina. Na obrzeżach znajduje się obity prowizorycznie deskami parkiet oraz scena, gdzie prawdopodobnie odbywają się wiejskie festyny. Jestem fanką takich eventów, bo to najlepsza droga do poznania jak bawi się lokalna ludność, ale niestety nie zapowiadało się na to, że festyn odbędzie się w najbliższej przyszłości. „Banery” zapowiadały imprezę na grudzień, o ile się nie mylę 2015 roku.

Wino w restauracji w hostelu Udabno było zwieńczeniem naszej podróży. Pisząc 'restauracja' mam oczywiście na myśli stary budynek, w którym ustawiono kilka ławek i stołów w czymś na kształt garażu. Średnio na 2 gości przypadał jeden pies lub kot, czychający na kawałek smakowitego mięska i gardzący rzucanymi okruchami bułki, czy chleba.

Na zakończenie jeszcze szybka akcje w słynnym barze "Warszawa" w Tbilisi. Nic ciekawego.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Wild Heart Tour , Blogger