Dookoła Gruzji w tydzień - VI dzień
7/10/2017
Prawie ostatni cel naszej
podróży: wybrzeże Morza Czarnego, czyli wyprawa do Batumi – najbardziej
bezsensownie oświetlonego miasta jakie w życiu widziałam. Jako, że naszą bazą
wypadową do wszystkich poprzednich miejsc było Tbilisi, musieliśmy znaleźć
połączenie, dzięki któremu w miarę szybko i tanio można dostać się na wybrzeże.
Padło na pociąg. Była to jedna z lepszych decyzji, dotycząca naszego
przemieszczania się po Gruzji, ponieważ ogólny stan kolei przerósł nasze
oczekiwania w 100%. Mieliśmy do wyboru jazdę pociągiem nocnym, którą polecały
nam napotkane w IV dniu podróży Ukrainki, ale ostatecznie wybraliśmy kurs o
godzinie 8:00 z dojazdem o 13:00. Bilet do Batumi wyszedł 25GEL/os. Wyprawa
była nie lada wyzwaniem, ponieważ poprzedniej nocy ze względu na urok stolicy,
wykorzystywaliśmy ostatnie spędzane w niej chwile chodząc uliczkami miasta do
późnych (a może raczej wczesnych) godzin.
Na stację kolejową podwiózł
nas za 10GEL taksówkarz. Mogliśmy oczywiście wybrać metro, ale każde spojrzenie
na zegarek wywierało ogromną presję. Na stacji kolejowej znajduje się mini
pasaż, a na 1 piętrze coś w rodzaju stołówki. W witrynie wystawione są różnego
rodzaju gotowe do spożycia produkty typu jajka, parówki, ziemniaki, sałatki
etc. Wystarczy wybrać i dostajemy na talerzu zamówioną porcję (płatność za
wagę). Byliśmy bardzo głodni, więc zaspani i nie do końca świadomi swoich
decyzji zaczęliśmy wybierać posiłek. Kuba wybrał parówki z ziemniakami, a ja
jajka ze spleśniałym chlebem..
Nadjechał pociąg. Wnętrze
było czyste, zadbane i przestrzenne. W środku dostępne wi-fi, co ułatwiło nam
znalezienie na szybko noclegu w Batumi przy samym morzu, za niewielką kwotę, u
przesympatycznej młodej Gruzinki, o której świeżym poglądzie napisałam tutaj.
Miasto chachą płynące
Batumi powitało nas słońcem i
widokami po raz kolejny zupełnie różniącymi się od tych z dni poprzednich.
Wrażenie robiło morze i królujące nad nim wysokie szczyty, na których zalegał
jeszcze śnieg. O tej porze roku w mieście było nadzwyczaj spokojnie. Dziwne
budowle usytuowane na wybrzeżu zadziwiały kształtami. Niektóre z nich zostały
wybudowane w interesujący sposób chyba tylko po to, żeby zastanawiać ludzi co
też może się w nich znajdować. Dla dobra sprawy nie znajduje się w nich nic, a
przynajmniej w niektórych. Wielkie koło młyńskie koło plaży, ruchomy pomnik Ali
i Nino, zamknięta dla zwiedzających wieża gruzińskiego alfabetu, wieża Czaczy
wraz z fontanną, z której raz w tygodniu przez 15 minut zamiast wody leci
słynny gruziński samogon oraz wysoki spektakularny budynek z diabelskim młynem
na szczycie to rzeczy, których nie sposób nie zauważyć.
Obowiązkowym punktem Batumi
jest ogród botaniczny, toteż zostawiliśmy rzeczy w nowym mieszkaniu (oczywiście
pojęcie „zostawić rzeczy” wiąże się jeszcze z wypiciem wina, które zawsze
ofiarują gospodarze, a w tym wypadku również chachy) i popędziliśmy na marszrutkę nr 31. Po około 15 minutach
jazdy pustą marszrutką, dotarliśmy na miejsce. Ogród jest dość duży, podzielony
na sektory odpowiadające poszczególnym zakątkom świata. Podczas przeprawy
towarzyszy nam widok na morze. Nie wiem czy byliśmy tak zmęczeni, że nie
dostrzegliśmy piękna ogrodu, czy faktycznie rozkwita on w późniejszej porze
(stawiam na ten wariant, tłumaczy to pustą marszturkę do tak wielkiej
atrakcji). Mimo wszystko było kilka punktów, dzięki którym nie żałuję, że się
tam znaleźliśmy.
Uroczy kicz Batumi
Wieczorem miasto zamieniło
się w jeden wielki kolorowy kicz. Miało to co prawda swój urok i styl, jednak
zdecydowanie wolałam oświetlenie Tbilisi. Choć również podświetlone było
niemalże wszystko, to było to zrobione z jakimś wyczuciem. Batumi mieniło się
wszystkimi kolorami, po przejściu kilkuset metrów czułam, że żeby tutaj pasować
powinnam również owinąć się jakimiś bożonarodzeniowymi światełkami. Co więcej,
po zapuszczeniu się w głąb miasta odkryłam, że niemalże wszędzie królują kasyna
i to ogromne, potężne kasyna. Budynki te przytłaczały swoją obecnością, a
jednocześnie zlewały się z równie wielkimi budowlami sakralnymi oraz hotelami.
Oczywiście poza centrum miasta nie wygląda to już tak kolorowo. Odnoszę
wrażenie, że centrum oraz wybrzeże usiłowano zrobić pod turystę pragnącego
luksusu.
Rzeczą, którą z pewnością
trzeba zobaczyć w Batumi jest pokaz grających fontann na głównym placu. Muzyka
od klasycznej, po rock 'n rolla i wybuchające w jej rytm gejzery cieszyły oczy,
bardzo cieszyły.
Georgian Railway |
Port w Batumi |
Kot czekający na mięso |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz