Dwa oblicza Odessy

Zwiedzanie Odessy

Czy tylko ja wyobrażałam sobie, że w Odessie końcem sierpnia panują niemiłosierne upały dochodzące do plus 30 stopni? Na pewno nie tylko, bo zazwyczaj tak właśnie jest. Podczas mojego pobytu w pierwszy dzień chodziłam w kurtce, a na plaży siedziałam w bluzie trzęsąc się z zimna. Kolejny dzień to sypiący piaskiem w oczy wiatr i nadal niedosyt ciepła, ale postanowiłam być twarda i ubrać sukienkę! Zazwyczaj odczuwam kilkakrotnie niższą temperaturę niż inni, dlatego troszkę brakowało mi chociaż chwili upału. Na całe szczęście nie jestem jednak fanką bezczynnego leżenia na piasku i morskich kąpieli, a do zwiedzania upały nie są potrzebne. W zasadzie jak sobie pomyślę o transporcie publicznym, to nawet dobrze, że ich nie było...

Jak poruszać się po Odessie?

Co nieco o poruszaniu się po tym mieście samochodem napisałam w poprzednim poście, ale w ramach przypomnienia: do jazdy trzeba przywyknąć i mieć oczy dookoła drogi. Nigdy nie wiadomo co skąd wyskoczy i jaki manewr postanowi wykonać kierowca przed nami.

Marszrutka w OdessieBardzo popularny środek transportu stanowią marszrutki, które bywają przepełnione do tego stopnia, że ostatnia osoba musi walczyć, żeby nie wypaść, kiedy kierowca zjeżdżając na przystanek postanowi otworzyć drzwi jeszcze w trakcie jazdy. Z kolei kiedy je zamyka i szaleje na drogach gwałtownie hamując, osoba ta jest przygniatana przez innych i ogólnie panuje lekkie zamieszanie, ale nikt nie jest tym zbulwersowany ani zdziwiony, też więc udawałam, że wygodnie mi z twarzą przyklejoną do szklanych drzwi. Marszrutki jeżdżą o bliżej nieokreślonych porach, ale zazwyczaj nie trzeba na nie długo czekać. Warto również wiedzieć, że aby takową przywołać należy dać wyraźny znak kierowcy czyli np. machać do niego rękami (oczywiście na przystanku), w innym przypadku możemy zostać olani. Przejazd kosztuje 5UAH i jest płatny u kierowcy przy wysiadaniu. Pojawia się pytanie jak zapłacić przy wysiadaniu kiedy stoimy ściśnięci w samym tyle i nie ma przejścia? Sposób jest prosty, chociaż mało oczywisty. Podajemy pieniądze osobie przed nami, ona podaje dalej i tak nasze pieniądze trafiają przez 10 innych rąk do kierowcy. Kiedy nie mamy wyliczonej kwoty kierowca wydaje resztę i tą samą drogą pieniądze do nas wracają. Proste i trochę niewiarygodne. Kolejna sprawa to sposób wysiadania, kiedy jesteśmy w tyle. Kierowca nie zatrzymuje się na przystankach, jeśli ktoś nie da mu wyraźnego znaku, dlatego trzeba głośno wykrzyczeć „Zadnieeeeee!”, co chyba znaczy „tylne”, w każdym razie – działało. Marszrutki często są w kiepskim stanie i podczas jazdy nawet osoba nie będąca mechanikiem może zdiagnozować różnego rodzaju usterki. Zapach spalonych hamulców i odgłos stukających części są charakterystyczne dla tych pojazdów.

Raz pojawił się problem ze znalezieniem odpowiedniego przystanku ze względu na to, że każdy przechodzień kierował nas na inny. Wtedy odkryliśmy, że w Odessie również działa Uber, chociaż jest o wiele mniej popularny niż w Kijowie i cudem znaleźliśmy kogoś do podwózki. Tam Uberem mogą być samochody, które nie mogą być nimi w Polsce, ze względu na zbyt niski standard. Cena to około 1zł/km

Popularnym środkiem komunikacji są też tramwaje, które również jeżdżą kiedy chcą, za to jest w nich mniej tłoczno i jakoś tak spokojniej.


Odiesity, jak się z nimi dogadać?

Tak właśnie nazywają siebie zarówno rdzenni mieszkańcy jak i ci, którzy przybyli w te rejony i postanowili zostać już na zawsze. Podczas całego pobytu wzbudzaliśmy niekryte zaciekawienie zwłaszcza wśród ludzi, którzy pracowali poza centrum. A trzeba podkreślić, że mieszkaliśmy na totalnych obrzeżach. Kilka razy zdarzyło się, że ktoś do nas podchodził i pytał skąd jesteśmy słysząc nasz język, ale były to zazwyczaj młode osoby.
Niestety nie mogę powiedzieć, że ze wszystkimi mieszkańcami Odessy bez problemu da się dogadać, bo stanowiło to czasami duży problem. Sumując wszystkie sytuacje, w których brałam udział, mieszkańców można podzielić na trzy grupy. Pierwsza grupa to osoby, które słysząc obcy język od razu podejrzliwie patrzą, a zapytani o cokolwiek nieco poddenerwowani mówią coś pod nosem i odchodzą. Zdarzyło się też, że nie zostaliśmy obsłużeni w barze/restauracji poza centrum (menu w języku angielskim poza głównymi deptakami to rzadkość, a pracownicy nie kwapią się do obsługi). Wydaje mi się, że dogadanie się z obcokrajowcem, który nie jest Rosjaninem to dla nich dość duży stres, dlatego wolą nie próbować. A może po prostu się im nie chciało. Wiadomo, że dwóch ludzi chcących się porozumieć zawsze to zrobi, choćby mieli grać w kalambury. I oni właśnie stanowią drugą grupę. To osoby również totalnie nie znające innego języka niż ukraiński, ale ze wszystkich sił próbujące pomóc. Przykład takiej osoby to babcia zamiatająca chodniki, która gestykulowała całym swoim ciałem, żeby tylko wskazać nam właściwą drogę do produktowego magazynu (sklep spożywczy) Dodatkowo bardzo ucieszyła się, że jesteśmy Polakami. Na wyróżnienie zasługuje też młoda kelnerka w karczmie na plaży, która stojąc przy naszym stoliku udawała kurczaka i świnkę, dzięki czemu mogliśmy zamówić pyszny posiłek, podczas gdy było dostępne tylko ukraińskie menu. Co prawda kebab okazał się kiełbasą, ale i tak było smaczne. Było jeszcze wiele innych osób, dzięki którym udało nam się nie tylko uzyskać informacje, ale również świetnie bawić podczas próby komunikacji. Trzecia grupa to osoby znające podstawy angielskiego, czyli pracownicy knajp na głównym deptaku, hoteli oraz nieliczni młodzi. Pamiętam sytuację, kiedy zastanawialiśmy się w marsztutce, gdzie może być główny deptak i nagle, gdzieś z boku usłyszeliśmy niepewny głosik „I will show you”. Najprawdopodobniej wyhaczyła jakąś nazwę własną z naszej rozmowy i tym oto sposobem dwie nastolatki zaprowadziły nas do określonego miejsca, po drodze jeszcze trochę rozmawiając. Później odchodząc słyszeliśmy jak tryskając radością mówią do siebie „jesteśmy anglistki!”, urocze.


Nowe, czy stare? Wesołe, czy smutne?

Wiecie jak wyobrażałam sobie Odessę oprócz tego, że jest tam gorąco? Tak jak pokazuje ją google grafika: typowy kurort nadmorski, w którym roi się od wielkich, zadbanych budynków, pięknych piaszczystych plaż, barów, imprezujących ludzi i innych typowych dla kurortu rzeczy. I po części dobrze to sobie wyobrażałam, ale te wszystkie piękne zdjęcia to tylko jedno z dwóch obliczy Odessy.

Po wjeździe do miasta oczom ukazały się szare rozpadające się budynki. Przed niektórymi, były zrobione prowizoryczne boiska do gry w piłkę. Na torach obok głównej drogi stały zabytkowe tramwaje, które ozdabiały miasto, ale już od dawien dawna nie funkcjonowały. Przynajmniej tak to wyglądało do czasu, aż do któregoś z nich wsiedli pasażerowie i pojechał. Nie mogłam nadziwić się, jak te tramwaje mogą jeszcze jeździć, ale ten widok mnie fascynował. Na drogach nówki kontra stare łady (a może tylko wyglądały jak nówki przy ładach?). Jestem fanką starych samochodów, dlatego Odessa była dla mnie rajem motoryzacyjnym. Czułam się tam jak na europejskiej Kubie. Dodatkowo dużo z tych staroci było nieco przerobionych. Zdecydowanie pasowały do tego miasta i to pozytywnie.

Stary samochód na peryferiach Odessy










Mieszkania, w którym mieliśmy spać nie znaleźliśmy. Pod podanym numerem była rozklekotana, zardzewiała brama prowadząca na podejrzane podwórko, na którym nie było śladu po czymś, co można by było nazwać mieszkaniem. Dzielnica była lekko mówiąc nieprzyjemna i bogata w zataczające się osoby. Przenieśliśmy się więc do innej, która prezentowała się nieco lepiej (spaliśmy w Hotelu Gaudi), ale raczej nie była nastawiona na turystów szukających rozrywki. Na turystów była za to nastawiona plaża i mała promenadka, ale za to turystów nie było tam prawie w ogóle. Jak wyglądało to nastawienie? Rozpadające się budki oferujące alkohol i fastfoody, na ladzie poukładane słodycze obok nich suszone ryby. Przed budkami na krzesełku wystawiony koszyk z krewetkami. W restauracji, która wyglądała tak jakby ktoś zupełnie bez gustu, na siłę chciał zwrócić na nią uwagę po menu chodziły gąsienice. Nie wszystko jednak było takie na jakie wyglądało. W jednej z rozpadających się budek miły chłopak przygotował dla nas pysznego hamburgera (50UAH). Starał się bardzo i wyszło. Niedaleko znajdowała się też karczma, o której wcześniej wspominałam. Jedzenie było przepyszne, dodatkowo obsługa okryła nas kocami (był zimny wieczór, a stoliki stały na plaży). Wszystko umilał stary pan DJ, który nie tylko puszczał piosenki, ale również je śpiewał. Bar był przygotowany na huczne i długie posiadówki, a klientami byli sami faceci, którzy wyglądali na miejscowych. Wracając późnym wieczorem widać rozstawiony namiot, w nim 5, może 10 pluszaków i ustawione puszki. Za zbicie wszystkich można wygrać maskotkę. W środku siedzi młody chłopak z nadzieją czekający na klientów, których już raczej tego wieczoru nie spotka. Oprócz sprzedawców nikogo więcej nie widać. Nie można nazwać tej dzielnicy luksusową, ale za to można odkryć tam trochę prawdziwości.

Gdzie zatem toczy się całe życie tego miasta? Wszystko zaczyna się na ulicy o nazwie Deribasovskaya. Jest tam cała masa knajpek, barów oraz istne tłumy ludzi. Przy tej ulicy możemy znaleźć jedne z najdroższych ofert, ale wystarczy zboczyć trochę z głównej drogi i rozkoszować się mniej popularnymi miejscówkami, serwującymi równie pyszne dania, za mniejszą cenę. Polecam Coffe Croissants gdzie serwowane są rogaliki pod różnymi postaciami, do wyboru jest dużo rodzajów kawy no i ciasta...nie przypominam sobie, żebym jadła gdzieś lepsze ciasto z tropikalną masą budyniową. Nie wiedziałam, że takie istnieje. Cena za ciastko i kawę to około 100UAH. Niedaleko od głównego deptaka znajduje się większość atrakcyjnych budowli, do których należą: Teatr Opery i Baletu w Odessie, Bulwar Nadmorski, Pasaż, ratusz miejski, port, Schody Potiomkinowskie (obok nich działa darmowa kolejka, gdyby komuś nie chciało się wchodzić po 192 stopniach), masa pomników (w tym pomnik Adama Mickiewicza) oraz zwracające na siebie uwagę kamienice. Nieco dalej monaster św.Pantelejmona, dworzec kolejowy i coś co jest obowiązkowym punktem - Bazar Privoz. Tam spotkamy się z gwarem, tłokiem i setkami lokalnych ludzi, którzy przyszli najzwyczajniej w świecie na zakupy. A co można kupić? Owoce, warzywa, ryby mrożone, suszone, przyprawy, podrabiane markowe ciuchy, świeże mięso, jednym słowem wszystko.

Jedna z głównych atrakcji Odessy, czyli wielkie schody Potiomkowskie

Główna ulica Odessa

Opera Odessa


Hotel w Odessie przy Bulwarze nadmorskim
Bulwar nadmorski w Odessie



Bazar Privoz Odessa














Muszle, glony i meduzy.

Plaża, która znajdowała się obok naszego hotelu w pierwszy dzień była pusta, a w drugi wszyscy się z niej zbierali, bo nadchodził deszcz. To co zwracało uwagę to fakt, że na plaży prawie w ogóle nie było widać piasku. Plaża składała się w większości z rozdeptanych muszli. Do brzegu dopływały kolejne glony, tworząc barierę nie do przejścia, bo w nich zaplątane były meduzy. Ale niektórzy się kąpali, przede wszystkim dzieci...Wśród ludzi przechadzał się mężczyzna z zawieszonymi na rękach i szyi suszonymi rybami, gdyby ktoś zgłodniał. Gdy tylko plażowiczów zaczęło ubywać, całą plażę przejęły mewy wyszukując resztek pozostawionego po nich jedzenia i wyłudzając jedzenie od tych, którzy jeszcze nie zdążyli się zebrać.

Plaża w Odessie Muszle


Plaża w OdessiePlaża w Odessie































Istny cyrk

Najsmutniejszym widokiem, który niestety był nieodłączny podczas przechadzania się po miejscach, w których mieszkańcy spodziewali się turystów, były wykorzystywane zwierzęta. Mini zoo przy restauracji, gdzie małpy, kangury i jaszczurki siedziały za przeszkloną szybą w pomieszczeniach około 2x1. Na środku przejścia stała mała klatka ze zrezygnowaną kapucynką, do której od czasu do czasu podbiegały uśmiechnięte dzieciaki. Obok małe oczko wodne, którego przestrzeń dzieliły ze sobą ściśnięte łabędzie i żółwie, a na głównym deptaku dużą popularnością cieszyły się przebrane w różowe ubranka kucyki, które przez cały dzień woziły na sobie małe księżniczki. I koń przemalowany na kucyka Ponny...trzeba przyznać, że to dość niecodzienny i przykry widok, szczególnie kiedy dosiada go około 23 letni chłopak i z dumą kroczy przez miasto prowadzony na lonży. Lubię jazdę konną, ale to w żadnym wypadku nie przypominało zdrowego sportu.

Kolorowy kucyk Odessa










Wypłynąłem na suchego przestwór oceanu...

Pamiętacie słynne „Stepy Akermańskie” Mickiewicza? Ja też nie, ale pobyt w Białogrodzie nad Dniestrem to świetny powód, żeby je sobie przypomnieć. Właśnie w tych rejonach napisał swoje dzieło nasz polski poeta, ale nie po to warto tam pojechać. Znajduje się tam Twierdza Akerman z przełomu XIII i XV wieku i zapewniam, że warto pofatygować się do niej te 80km z Odessy. Najlepiej przyjechać z samego rana, kiedy nie ma jeszcze zbyt dużo zwiedzających i cieszyć się pięknymi widokami, siedząc na murach fortecy. Teren do zwiedzania jest dość duży, ale nie da się nie zauważyć straganów z pamiątkami, jedzeniem itd. itp. Osobiście wolę, kiedy opuszczone miejsca są opuszczone, a nie pożerane przez turystykę, ale i tak warto. Wstęp około 50UAH.

Twierdza Akerman Białogród nad Dniestrem

Twierdza Akerman Białogród nad Dniestrem
Twierdza Akerman Białogród nad Dniestrem



3 komentarze:

  1. Przykro patrzeć jak te biedne zwierzęta są męczone. Pamiętam, jak w Bułgarii facet chodził z małym krokodylem na ręku. Zwierzę miało taśmą oklejoną paszczę. Twierdza wydaje się bardzo interesująca. Lubię takie miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ukraina nic dodać nic ująć! Miałam przyjemność być we Lwowie i pamiętam te Marszturki. Przejazd nią to całkiem ciekawe doświadczenie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Odessa...nigdy nie brałam jej pod uwagę planując podróże. Chyba muszę to zmienić. Dziękuję za inspirację. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Wild Heart Tour , Blogger