Dzika Europa ukryta w Delcie Dunaju



Często wyobrażałam sobie miejsce na końcu świata, w którym mogłabym odpocząć od zgiełku, cieszyć się nieskażoną przyrodą i pięknymi widokami, których nie zakłócało by stado turystów. Nigdy nie spodziewałam się, że takie miejsce znajdę właśnie w Rumuni. Z czym tak w ogóle kojarzy się ten kraj? Rumunia kojarzy się z Rumunami. Poniekąd to bardzo trafna odpowiedź, ale dlaczego Norwegia nie kojarzy się z Norwegami, Chorwacja z Chorwatami, a Hiszpania z Hiszpanami? Odpowiedź jest prosta, ludzie nic nie wiedzą o Rumunii oprócz tego jak nazywają się jej mieszkańcy, choć i tych myli się często z Romami. Co za tym idzie dla większości Cyganie i Rumuni to jedno i to samo, wszyscy kradną, żyją w biedzie, dziczy i biada temu, kto odważy się stąpać po ich ziemiach. A ja Wam powiem, że Rumunia to europejski, nieoszlifowany diament przepełniony cudami natury, życzliwymi ludźmi, legendami i niesamowitą aurą. Nie wszyscy ten diament mogą dojrzeć, bo ukryty jest pod grubą warstwą stereotypów, dlatego zachęcam do odłożenia ich na bok i zapoznania się z piękną, tajemniczą Rumunią.

Ten post poświęcony jest Delcie Dunaju, a dokładniej miejscowości na końcu świata, do której nie da się dojechać samochodem, ani żadnym innym pojazdem. Można tam jedynie dopłynąć...czyż nie brzmi wspaniale? Sulina wraz z całą Deltą pozostaje jednym z najdzikszych miejsc Europy i to wcale nie dlatego, że żyją tam niecywilizowane kolonie pradawnych ludów. Ludzie żyją tam w zgodzie z naturą, szanują ją i dlatego fauna i flora pokochała te tereny obdarowując je niezliczoną ilością unikalnych gatunków ptactwa i roślin. Jeżeli ptaki i rośliny brzmią nieciekawie, to dzikie konie i wielkie muszle na pewno podziałają na wyobraźnię.


Do czego potrzebna jest Tulcza?

Portowe miasteczko Tulcza nad Deltą Dunaju
Tulcza to miejscowość, z której startują wszystkie promy do Suliny, dlatego dotarcie do niej jest kluczowym elementem wyprawy. Ja (jak pisałam we wcześniejszych postach) do Rumuni dotarłam samochodem przez Ukrainę i Mołdawię co nie było najlepszym pomysłem, ale jednak się udało. Żeby dotrzeć do Tulczy trzeba przeprawić się promem z miejscowości Gałacz (bez obaw, na razie to tylko 15 minut płynięcia). Promy pływają co około pół godziny i nie są szczególnie drogie, a na jeden wchodzi około 30 osobówek i 3 tiry no i oczywiście osoby bez samochodów. Po przeprawie pozostaje 1,5 godziny prostej, dobrej drogi, która prowadzi do Tulczy. Zaskoczyło mnie to, że mimo późnej pory każda nawet najmniejsza wioska tętniła życiem. Bardzo dużo młodzieży przechadzało się z piłkami w rękach, inni siedzieli w dość licznych grupkach dyskutując na świeżym powietrzu.

Tulcza jest prawdopodobnie dość ciekawym miastem do dłuższego pobytu, a przynajmniej czytałam dużo relacji, w których była chwalona. Ja zobaczyłam ją tylko pobieżnie i mimo że prezentowała się bardzo dobrze to nie zatrzymała mnie na dłużej.


Przeprawa promem Tulcza-Sulina praktycznie

Widok na Deltę Dunaju z promu NavromPromy do Suliny odpływają codziennie o godzinie 13:30, a podróż zajmuje około 4 godzin. Jest to najtańsza opcja dotarcia do tego miejsca, ale równoznaczna z tym, że musimy zostać w Sulinie na noc. Powrotny prom startuje codziennie o godzinie 7:00. Wszystkie informacje zawarte są na stronie http://romaniaandmoldova.com/romania/northern-dobrogea/danube-delta/danube-delta-ferries-and-hydrofoils/. Warto zapamiętać, że promy te nazywają się Navrom. Bilety są do zakupu bezpośrednio przy deptaku, blisko którego są zacumowane. Koszt to około 45LEI/os w jedną stronę. Powrotny bilet wystarczy kupić w Sulinie pół godziny przed startem.

Droższą opcją jest podróż łódką, ale dzięki temu jest się na miejscu o wiele szybciej. Koszt podróży łodzią to około 60LEI/os. Startują one o różnych porach, ale na wszystkie pytania i wątpliwości na miejscu odpowiadają chętnie ARBDD Tulcea (Instytut Badań zajmujący się biosferą Delty Dunaju). Siedziba znajduje się przy deptaku obok portu i mówią tam dobrze po angielsku.

Osobiście wydaje mi się, że lepiej wykupić rejs łódką już w samej Sulinie. Wpływa się wtedy w odnogi Dunaju i można zobaczyć więcej ciekawych rzeczy, a podróż z samej Tulczy odbywa się głównym i uczęszczanym szlakiem, który nie może się równać z bocznymi pod względem doznań wizualnych.

Dla zmotoryzowanych: koło portu są parkingi, ale ciężko znaleźć wolne miejsce. Jeżeli płyniecie na weekend (my wypływaliśmy w piątek i wracaliśmy w niedzielę rano) to można zagadać z ludźmi ze wspomnianego wyżej ARBDD Tulcea, czy nie udostępnili by parkingu dla pracowników. W weekendy ich parking stoi prawie pusty, a dodatkowo jest strzeżony.




Kierunek: koniec świata!

Plecak na plecach, w ręce namiot, śpiwór i woda. Na statku bardzo dużo ludzi. Dostrzegam, że również mają plecaki i dodatkowo wielkie torby. Mimowolnie nasuwa się myśl, że jednak zmierzam do gwarnego, turystycznego miejsca i nici z planów o spokoju i poczuciu, że jestem gdzieś z dala od wszystkich...znowu wszędzie będą turyści...Cóż, na szczęście się pomyliłam. Większość z tych ludzi to mieszkańcy Suliny oraz małych miejscowości, przy których statek zatrzymywał się po drodze. W torbach było jedzenie i rzeczy codziennego użytku. Zaciekawiona podbiegłam do burty, gdy statek zacumował. Na brzegu stali już zadowoleni członkowie rodzin/przyjaciele, którzy ochoczo rzucali się do pomocy w rozładunku. W mniejszych wioskach w otoczce prowizorycznego pomostu wyglądało to spektakularnie. Podczas 4 godzinnej trasy przewinęła się cała masa wędkarzy w różnym wieku, którzy przyczajeni w swoich łódkach cierpliwie czekali. Przewinęło się też sporo motorówek i innych statków, bo nie tylko do Suliny Dunaj prowadzi. Innym popularnym kierunkiem jest np. Sfantu Gheorge, ale to już dłuższa wycieczka.

Rumunia Sulina mieszkańcyRumunia Delta Dunaju







Rumunia Delta Dunaju










Wędkarze w Delcie Dunaju


Nocleg znajdzie was sam

W Sulinie każdy przypływający prom, który jest potencjalnym dostawcą turystów wita poczet mieszkańców dzielący się na ludzi rozdających ulotki oraz bezpośrednio proponujących nocleg. To dla nich świetny biznes, bo gdzieś spać trzeba. Ceny są przeróżne i zależą głównie od umiejętności targowania, a nie od jakości pokoju.

Z centrum i przystani do plaży jest około 25 – 30 minut na nogach, a przy plaży jako tako nie ma miejsc noclegowych, ani żadnych domów. Namiotu też nie można rozbijać gdzie popadnie, bo Delta Dunaju to Rezerwat Przyrody. Można natomiast zapytać mieszkańców, czy byłoby problemem rozbicie się u nich w ogródku. Podobno zazwyczaj nie mają nic przeciwko, ale jeśli ktoś nie chce nadużywać gościnności i chce mieć mimo wszystko blisko do plaży (my) to jest jedno takie miejsce. Żeby tam dojść trzeba kierować się w stronę plaży i jakieś 500m za cmentarzem skręcić w prawo. To domek pewnego rastamana, który za drobną opłatą (20LEI) udostępni kawałek ziemi, kuchnię polową, stare ale jare rowery oraz prysznic i toaletę z pająkami. Jeśli jest ktoś kogo to zniechęciło, to założę się że nigdzie indziej nie dostaniecie na powitanie kolacji z płaszczki oraz powitalnej palinki z gospodarzami i ich przyjaciółmi. Nadal nie umiem opisać smaku płaszczki, ale dobrze zagryzało się nią ponad 80% alkohol.

Mini pole namiotowe przy plaży w Sulinie






Transport

Praktycznie wszystkie samochody, które znajdują się w tej miejscowości to taksówki, które służą głównie do przewożenia ludzi na plażę i z plaży. Reszta porusza się łódkami i rowerami. W centrum jest wypożyczalnia rowerów (25LEI/dzień), ale niektórzy miejscowi udostępniają swoje rowery przy okazji zakwaterowania.

Muszle nad Morzem Czarnym w Rumuni








Jak jest w Sulinie?

Sulina to kilka światów, które idealnie ze sobą współgrają. Połączenie rzeczy „na potrzeby turysty” z naturalnym biegiem życia tej małej miejscowości to prawdziwy sukces. Późniejszym popołudniem z plaż znikają wszyscy turyści, a pojawiają się grupki bawiących się ze sobą psów i mewy. W weekendowe noce plaża jest nieco bardziej żywa, ze względu na organizowane tam beach party. Mimo tego wystarczy odejść gdzieś na bok i już mamy błogi spokój, a ten kto raz popatrzy w nocne niebo już zawsze będzie za nim tęsknił.
W dzień plaża jest zapełniona, ale tylko tam, gdzie są parasolki i leżaki. Wystarczy odejść kilka metrów w bok i na horyzoncie nie ma nic innego niż morze przed nami, za nami odnogi Dunaju i przycumowane do brzegu łódki oraz tysiące wielkich muszli. Część tych widoków można oczywiście podziwiać z leżaka, pod parasolem i całe szczęście, że większość ludzi wolała tak właśnie spędzać czas. Lepiej dla fanatyków spokoju i nieskażonej natury. Polecam wybrać się na plażę rowerem i od razu bez zbędnego beduizmu dojechać do dziewiczego miejsca (byle nie za daleko, bo na końcu znajduje się wstęp na teren bazy wojskowej, a w zasadzie zakaz wstępu).
Morze jest ciepłe i niewiarygodnie płytkie. Podczas przejażdżki motorówką, gdzieś na morzu jeden z chłopaków płynących na motorówce obok wyskoczył do wody. Miał jej trochę ponad kolana. Mimo to można natknąć się na niewiarygodnie wielkie okazy meduz (prawie przy brzegu).
Całe życie toczy się nieustannie przy deptaku obok portu, gdzie znajduje się kilka restauracji, sklepików i piekarnia (pieką pysznie!) Na każdym restauracyjnym ogródku siedzą ludzie, wesoły pan z harmonią dosiada się do stolika obok i zaczyna śpiewać szanty, radośnie dołączają do niego inni goście. Po kilku piosenkach idzie dalej wzdłuż portu i pozostawia za sobą coraz to cichszą melodię. Z restauracji obok wybiegają goście weselni dając kolejne przedstawienie. Przygarbiona babcia zatrzymuje się koło murka, na którym siedzę, patrzy na mnie i serdecznie się uśmiecha jakby chciała powiedzieć „Widzisz dziecko, jestem tutaj szczęśliwa”.
Po opuszczeniu głównego deptaka cisza. Krowy i konie chodzą samotnie swoimi drogami i wszystko wskazuje na to, że gwar, którego było się przed chwilą świadkiem to urojenie osoby, która tak długo przebywała bez towarzystwa, że postanowiła go sobie wymyślić. Ale to nie urojenie, to po prostu Sulina.
Spacerując warto zajrzeć do starej latarni morskiej. Jest w środku lądu, bo morze z roku na rok coraz bardziej się odsuwa. Warty uwagi jest też cmentarz, podobno leży tam księżniczka, piraci, a nawet nasz rodak.

Sulina Rumunia Morze CzarneBezludna plaża w Sulinie










Cmentarz przy drodze na plażę w Sulinie








Wesele na głównym deptaku w Sulinie
Dzikie konie przy drodze na plażę w Sulinie








Rejs w odnogi Delty Dunaju

To jest element obowiązkowy. Nie poznamy Delty nie zapuszczając się w jej odnogi, a najlepiej zrobić to na prywatnej wycieczce, którą oferuje wielu mieszkańców. Wtedy mamy zagwarantowane , że zobaczymy tak bardzo pożądane pelikany, dzikie konie i będziemy mogli doświadczyć przepłynięcia wąskimi kanałami wśród trzcin. Taka opcja gwarantowana jest dla osób, które nie mają ograniczeń finansowych.

Dla osób spłukanych pozostaje opcja zwiedzenia odnóg ze zorganizowaną wycieczką. Nie trudno taką znaleźć bo reklamy są rozstawione niemalże na całym deptaku wzdłuż portu, ale trudno znaleźć taką, która będzie wystarczająco długa, tania i zobaczymy pelikany! Większość organizatorów mówiła: nie będzie już dzisiaj pelikanów. Nie wiedziałam czy chodzi o to, że nie chcą mi ich pokazać, czy pora była zbyt późna, ale nie można się poddawać. W końcu ktoś odpowiedział: Będą pelikany! I faktycznie były i to dużo pelikanów, czaple, jakieś inne dziwne ptaki, latarnie morskie, wrak statku, podróż przez tunel z traw i zachód słońca nad Dunajem...Wycieczka trwała 2 godziny. To stosunkowo dość krótko, ale jak widać wystarczająco, żeby uszczęśliwić. Numer telefonu do organizatora wycieczki, w której brałam udział znajdziecie na zdjęciu poniżej. Niestety na fotografowanie ptaków miałam za słaby aparat, ale na prawdę było warto.

Rejs po Delcie Dunaju z miejscowości Sulina


Rejs po Delcie Dunaju
Wrak statku na Morzu Czarnym w Rumuni

Latarnia morska w miejscowości Sulina
Dzikie ptaki w Delcie Dunaju

















10 komentarzy:

  1. Rumunia to moja miłość absolutna. Do Delty Dunaju jednak nie udało się dojechać. Chociaż coś czuję, że w najbliższym czasie to się zmieni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi właśnie Rumunia kojarzy się z naturą i nieskażoną niczym przyrodą :). Powiem Ci nawet, że kilka lat temu na 7 osób w moim dziale aż 3 jechały na wakacje właśnie do Rumunii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, całkiem pokaźna liczba! :) Ja niestety często spotykam się z niedowierzaniem i ogólną nieznajomością tego kraju.

      Usuń
  3. Może to i koniec świata, ale za to jaki piękny! Też się zachwyciłam Rumunią, zwłaszcza całkowicie nieturystycznymi miejscówkami, gdzie życie płynie dawnym nurtem. Delta Dunaju jest niesamowita! Dzięki za praktyczne wskazówki - dużo ułatwią, kiedy tam wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet już siebie zaczynam podejrzewać, że mnie (psychicznie) stać na takie szaleństwo jak wyprawa do Rumunii. Jeszcze jak się taką rekomendację przeczyta, faktycznie puszczają jeszcze jakieś hamulce, co mówią, że może jednak trochę za daleko, nie byłaś, nie znasz języka. Już sama nie wiem czego się po sobie spodziewać!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech hamulce puszczają do końca i w drogę! :) A języka do komunikacji nie potrzeba, najlepsza jest mowa ciała i banan na twarzy :D

      Usuń
  5. Nie byłam nigdy w Rumunii ale bardzo spodobał mi się ten wpis. Zdjęcia cudne. Może kiedyś się tam wybiorę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na Mazurach też znadzie się dużo takich dzikich miejsc. Piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Keep this going please, great job!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Wild Heart Tour , Blogger