Bajkowe wioski i miasta Siedmiogrodu

wioski rumuńskie

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami ludzie upatrzyli sobie skrawek pięknej ziemi, którą postanowili pielęgnować i dbać o nią czy to bieda, czy dostatek. Nie doznali zbyt dużo tego drugiego, ale nie zrażało ich to wcale. Wiedli ubogie życie, ale swoje własne. Mieli mało, ale też mało kto miał to co oni – cierpliwość i wytrwałość. Czasem przypadkowo ktoś przejechał obok tego, co z trudem udało im się osiągnąć i ponuro rzucił okiem myśląc „ale ruina”. Pewnego razu zdarzyło się jednak inaczej. Tego dnia ktoś przypadkowo trafił w to samo miejsce i pomyślał „coś pięknego” i taki właśnie był początek mojej miłości do rumuńskich wiosek.


Tam gdzie nic, znaczy wszystko

Pierwszy raz zobaczyłam je na chwilę w Mołdawii. Kolejnym razem mogłam podziwiać je już znacznie dłużej, a dokładniej podczas całej drogi z Transfogaraskiej do Sighisoary i przez kawałek drogi z Sighisoary w stronę granicy z Węgrami. Mowa rzecz jasna o kolorowych wioskach, które chwyciły mnie mocno za serducho. Wcale nie było ich w planie i nie przypuszczałam, że zbaczając z głównej drogi można wpaść na coś innego niż dziury, ale ciekawość nakazywała to sprawdzić. Pierwsze kilka kilometrów jazdy po bocznej drodze przypomniało mi koszmar z Mołdawii i bardzo chciałam zawrócić, żeby nie narażać samochodu na kolejne zniszczenia.  Nie zawróciliśmy. Wygrało standardowe „jak już tu jesteśmy...”. Jest to argument niepodważalny, który zawsze przemawia za tym, żeby zrobić coś na co nie ma się ochoty/czasu/wiary, że to się uda, bo a nuż coś z tego wyjdzie.

rumuńskie wioski

Nieodkryte miejsca Rumunii












Mam wrażenie, że zła nawierzchnia przez te parę kilometrów była tylko po to, żeby zniechęcić potencjalnych odwiedzających do dalszej drogi w magiczny świat. Przypuszczenia te potwierdza fakt, że podczas 80km jazdy minęły nas może 4 samochody, z 5 wozów konnych i kilka traktorów. Pierwszym punktem, który wskazywał na to, że zapowiada się całkiem niezła trasa była Aluta – rzeka, której tło stanowią zanurzone w chmurach góry (przez nie prowadzi droga Transfogaraska). Połączenie to daje świetny efekt, w szczególności, że wokół nie ma nic, co mogłoby nie pasować do krajobrazu. Brak budynków, brak ludzi, brak samochodów. Można by było pokusić się o stwierdzenie braku drogi, ale akurat od tego miejsca zaczynała się już normalna nawierzchnia. Tym pozytywnym akcentem zaczęła się pusta droga wiodąca przez małe wzgórza otulone polami uprawnymi, lasami i kopkami zwiniętego siana. Przerywnikami tego krajobrazu były wioski, które idealnie się z nim komponowały. Domy we wszystkich kolorach świata, mimo rzucającego się w oczy złego stanu, mieniły się w słońcu wyglądając przy tym piękniej niż niejeden nowo postawiony apartament. Wioski posiadały zazwyczaj tylko jedną ulicę, a wszystkie domy były równolegle do niej ustawione. Tętniły życiem, ale jednocześnie biła od nich rutyna. Przed każdym domem wystawiona była ławeczka lub krzesełko, na którym najczęściej siedziały zadumane, starsze osoby, wyczekujące przejeżdżającego samochodu. Wydawać by się mogło, że to jedyna atrakcja i jedyna rzecz, która może się tutaj wydarzyć. Odniosłam wrażenie, że przejeżdżając przez te odcięte od świata wioski zaburzam nieco ich rytm życia. Niektóre dzieciaki siedziały samotnie na krawężnikach rysując coś patykiem po ziemi, inne w większych grupkach ganiały się po drodze. Osoby w sile wieku krzątały się koło domów, lub rozmawiały z sąsiadami. Niezależnie od grupy wiekowej w oczach każdego widziałam niekryte zdziwienie na widok obcego samochodu. W moich oczach można było dostrzec za to zachwyt i zadumę. Nad takim codziennym, zwykłym życiem, gdzie sąsiad rozmawia życzliwie z sąsiadem, dzieci potrafią znaleźć sobie zabawę nie mając zabawek i nikt nie wybrzydza. Każdy dba o to co ma i o tych, którzy są blisko niego, bo nie ma wyjścia. I mimo że nie ma wyjścia, to jest szczęśliwy. Tacy właśnie wydawali mi się napotkani ludzie.


Rumuńskie wioskiPasterze w Rumunii












Od osady do osady było zazwyczaj kilkanaście kilometrów, dlatego bardzo dziwił widok osób maszerujących samotnie pośród pustkowia. Po co idą? Może odwiedzić znajomych do sąsiedniej wsi? Jaką ważną sprawę mogą mieć do załatwienia, żeby tyle chodzić? Swoją drogą wsie są dość małe i mają swoje lata. Prawdopodobnie każdą z nich zamieszkuje już jedna, wielka rodzina. Podczas podróży nasuwa się jeszcze jedno pytanie. Co w środku tak małych wiosek robią budowle otoczone wielkimi murami? Ni to kościół ni to zamek...To coś pomiędzy, czyli kościoły warowne. Były one wznoszone w okresie XIII-XVIw, a ich zadaniem była ochrona ludności przed najazdami Mongołów lub w późniejszym czasie Turków. Gdy występowało zagrożenie mieszkańcy wraz z całym dobytkiem przenosili się do kościoła i stamtąd się bronili.

Kolorowe domy rumuńskie
Rumuńska wioska




Stara Dacia rumunia
Kolorowe domy w rumunii

Kolorowe wioski rumuńskie

Braszów i Sighisoara

Drum bun! Ten dość zabawny napis jest często spotykany na przydrożnych tabliczkach i znaczy tyle co „dobrej podróży”. Przechodząc do nieco bardziej rozbudowanych miejsc, na uwagę zasługują dwa miasteczka. A może i więcej, ale tylko te dwa udało mi się odwiedzić.

Braszów to małe Hollywood, zresztą jak większość rumuńskich miasteczek. Umieszczony na wzgórzu duży napis „Brasov” spogląda na starówkę, a obok niego w to samo miejsce spoglądają turyści, którzy zapragnęli wjechać tam kolejką. Zabudowa jest nieco masywniejsza, ale nie mniej kolorowa niż ta we wsiach i niestety często też nie mniej zniszczona. Budynki, które zostały uznane za szpecące miasto, zakryto szmatą/folią z narysowanymi oknami i drzwiami.
Cała Starówka tętni życiem, a w bocznych uliczkach można znaleźć wszystko czego żołądek zapragnie. Na pierwszy rzut oka widać, że Braszów jest obowiązkowym punktem na liście wielu osób, bo uliczkami przechadzają się ludzie przeróżnych narodowości. Widać też, że Braszowianie zdają sobie sprawę ze swojego strategicznego położenia i potrafią to wykorzystać. Furorę robi tam Czarny Kościół, który jest wizytówką miasta i jednocześnie największą tego typu budowlą w Rumuni. W 1689r kościół spłonął, i temu incydentowi zawdzięcza swój nieco opalony kolor oraz nazwę, którą rozpowszechnili mieszkańcy. Jest on sukcesywnie remontowany, a żeby zobaczyć wnętrze trzeba uiścić obowiązkową ofiarę w postaci kilku lei.

Wzgórze Braszów
Centrum Braszowa

Centrum Braszowa
Czarny kościół w Braszowie












Sighisoara nie jest już tak bardzo rozwinięta, choć nie da się nie zauważyć, że bardzo chciałaby być. Jest to jednak jedno z najlepiej zachowanych miast średniowiecznych w Europie, które zostało wpisanę na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wypromował je nieżyjący już od dawien dawna Vlad Tepes (Dracula), który prawdopodobnie właśnie tutaj przyszedł na świat. Obecnie w domu, w którym urodził się sławny władca znajduje się restauracja, a za dodatkową opłatą istnieje możliwość zwiedzenia pomieszczeń, w których mieszkał. Wnętrze restauracji przypomina salę królewską, nie brak też malunków z podobiznami Vlada Tepesa. Jedzenie nie jest jednak zbyt dobre i większość restauracji w bocznych uliczkach nie wygląda zachęcająco. Stanowią one jednak element całej układanki tego magicznego miasteczka. Jest kolorowo, jest nadzwyczaj spokojnie, zdawać by się mogło, że to miasto jest opustoszałe. Gdzieś zza drzwi przy schodach prowadzących do Wieży Zegarowej dobiegają głosy klimatycznej muzyki. To klub, w którym mimo ładnego wystroju nie ma żywej duszy. Niewielki domek z pozasłanianymi oknami dzieli od klubu tylko brukowana, wąska uliczka przeznaczona dla pieszych. Stara babcia leniwie otwiera jego drzwi i wyrzuca zdezorientowanego kota na zewnątrz. Przed wspomnianą wcześniej wieżą zegarową stoi dorożka. Równie dobrze mógłby tam stać jej pomnik, bo pasuje do tego miejsca, ale nikt z niej nie korzysta. Nikt nie korzysta, bo nikogo nigdzie nie ma. W bocznym przejściu siedzi malarz pochłonięty tworzeniem kolejnego dzieła. Jest pięknie, jest cicho, jest magicznie! Tak wyglądał spacer poza główną ulicą w środowe, późne popołudnie.
Rano polecam odwiedzić cukiernię Fornetti i zakupić pyszne mini francuskie ciastka z różnymi nadzieniami!

Wieża zegarowa w Sighisoarzewieża zegarowa w SighisoarzeDom Draculi w Sighisoarze









Kolorowa Sighisoara



























Cygańskie pałace

O tym, że Cyganów (Romów) nie wolno pod żadnym pozorem mylić z Rumunami wspominałam już na początku wpisów o Rumunii. Ze względu na swój styl życia i upodobania, Cyganie stanowią duży problem dla społeczeństwa rumuńskiego. Można to z łatwością zauważyć, bo to właśnie przez nich do Rumunów przypinana jest łatka złodziei i żebraków.
Cyganie to nieterytorialny naród pochodzenia indyjskiego, który stanowi mniejszość w wielu państwach świata. Początkowo ich życie nie było łatwe. Ludzie buntowali się przeciw wędrownemu trybowi życia i wypędzali Romów, a pozostanie w niektórych państwach wiązało się dla nich z utratą życia. Wołoskie kodeksy regulowały społeczność romską jako niewolników księcia od urodzenia, aż po śmierć. Czasy jednak się zmieniały, Cyganie zdobyli nietykalność, poczuli większą swobodę. Mimo ogólnego braku akceptacji zaczęły powstawać organizacje pozarządowe, mające za zadanie obronę interesów tej mniejszości.
Od zawsze mimo różnic językowych, kulturowych i ekonomiczno-społecznych, które wynikają z braku własnego państwa, najważniejszą wartość dla Romów stanowi tradycja oraz solidarność z członkami własnej narodowości. Zasady, którymi powinien kierować się każdy Cygan określa Romanipen, czyli niepisany ogół tradycji. Nie stosowanie się do wyznaczników „cygańskości” może skutkować wydaleniem z grupy. Dla Romów wszyscy jesteśmy „Gadzio”, czyli obcymi, dlatego też nie jest dla nich problemem np.: okradanie nieswoich

W mojej ocenie Cyganie pozostają jednym z najciekawszych narodów świata. Stanowią swego rodzaju bramę do prawdy o świecie i jego najgłębszej naturze. Mimo wszystko.

Przemierzając barwne rumuńskie wioski, nagle w miejscu, w którym powinny stać kolejne malutkie, kolorowe domki pojawiło się coś niesamowitego. Pałac pośrodku pola?! Jak to?! Wśród Cyganów też istnieją bogaci i biedni, ale żeby aż tak bogaci? Pałace w miejscowości Huedin zostały w całości zaprojektowane przez cygańską fantazję. Fundusze na ich budowę pochodzą ponoć z handlu dziećmi i innych szemranych interesów. Większość z nich sprawia wrażenie niedokończonych, a wszystko po to, żeby dumni właściciele nie musieli płacić podatków. Prestiż to prestiż. Spryciarze.

Kolorowy, wielki pałac cygański w RumuniPałace cygańskie w Rumunii

Pałace cygańskie Rumunia
Wioska cygańska Rumunia


Cygańskie domy w Rumunii




Cyganie w Rumunii


















*Przejeżdżając przez Lugasu de Jos w kierunku Węgier, za miastem, po lewej stronie znajduje się dość długi i wysoki wał. Ciekawość zwyciężyła i postanowiliśmy się na niego wspiąć. Było warto, bo za nim znajduje się dość pokaźny zbiornik wodny i ładna panorama.

Nieznane miejsca w Rumunii

Nieznane miejsca w Rumunii

Copyright © 2016 Wild Heart Tour , Blogger