Wiedeń w jeden dzień
11/18/2017
Czy
zwiedzanie potężnej stolicy, która oferuje masę atrakcji można skompresować do
jednego dnia? Oczywiście, że można. Nawet, jeśli jest to dzień jesienny, który
nie rozpieszcza ciepłymi promykami słońca, no i kończy się przed godziną 16.
To, czy takie zwiedzanie będzie przyjemne zależy tylko i wyłącznie od
osobistych preferencji i oczekiwań. Jeżeli nie chcesz wydać zbyt dużo
pieniędzy, chcesz wyjechać gdzieś na jeden dzień i jednocześnie podczas podróży
nie lubisz odpoczywać, a wręcz nakręca Cię klimat danego miejsca i lecisz na
fali nie zwracając uwagi na głód, chłód i zmęczenie, to pakuj plecak i w drogę
do Wiednia! No dobra, bez przesady...na głód i chłód mogę polecić dwa idealne
miejsca. Przekonacie się sami.
Wiedeń –
stolica jak się patrzy. Czystość, przestrzeń, a wszystkie budynki wyglądają
tak, jakby dopiero zostały wybudowane. Nie do pomyślenia jest to, że pięknie
odrestaurowane kamienice mogą zamieszkiwać przeciętni obywatele. Czy to właśnie
z tego powodu Wiedeń został okrzyknięty najlepszym miastem do życia w skali
światowej? Nie, to jeszcze nie to. W grę wchodzi również długa lista miejsc do
spędzania wolnego czasu, bardzo dobre możliwości edukacyjne, komunikacyjne oraz
ogólna tolerancja, którą Wiedeń promuje.
Jak dotrzeć
do Wiednia?
Sposobów
na dotarcie do Wiednia jest kilka. Ja wybrałam opcję Polskiego Busa, który ma w
ofercie dość tanie bilety. Niekiedy można złapać okazję nawet za kilkanaście
złotych w obie strony. Dogodne godziny odjazdu umożliwiają nocny przejazd,
dzięki czemu zyskujemy cały dzień na zwiedzanie, ponieważ powrót wypada w
godzinach nocnych.
Niestety
mój pech po raz kolejny dał o sobie znać, gdy kilka godzin przed odjazdem
okazało się, że
nie mam
potwierdzenia rezerwacji, a miła Pani na infolinii udzieliła mi informacji (za
4zł, bo tylko kosztuje minuta połączenia), że moja rezerwacja niestety nie
weszła prawidłowo do systemu i zostaną mi zwrócone pieniądze.. Kolejnej nie
mogłam już zrobić, bo przelew nie zdążyłby przejść w dwie godziny. Dlatego...witaj
Astro! Mój jedyny, niezawodny środku transportu! Ostatecznie dobrze się stało,
że pojechaliśmy samochodem, bo jest to spora oszczędność na komunikacji po
mieście, która nie należy do najtańszych (przykładowo cena metra w Wiedniu
2,20EUR, dla porównania w Tbilisi było to około 0,50gr - jeżeli w ogóle można
te dwie stolice porównywać). Omijając wszystkie płatne drogi w Czechach i
Austrii, czas dojazdu z Bielska-Białej to 6h. Autostradami wychodziły 4h, przy
czym kilometrów jest prawie tyle samo, a winietki na dwa państwa wychodzą ponad
100zł.
Darmowe
atrakcje Wiednia
Po
pierwsze w jeden dzień nie jesteśmy w stanie wejść do każdego muzeum,
przejechać się wszystkimi karuzelami na Praterze, czy też zwiedzić od środka
wszystkich pałaców. Po drugie Wiedeń słynie z miejsc i budynków, których
podziwiane z zewnątrz jest równie satysfakcjonujące. Wymienię tutaj punkty,
które były na mojej prowizorycznej liście tego, co chciałam zobaczyć oraz
kilka, które wypadły zupełnie przypadkiem i gwarantuję, że takich można
spodziewać się za każdym zakrętem.
Pałac
Schonbrunn
To jedno z najsłynniejszych miejsc w Wiedniu, w dodatku wpisane na listę UNESCO.
Symbolem tej dawnej rezydencji rodziny carskiej stała się cesarzowa Sisi, a
znajomość jej ciekawej historii jeszcze bardziej ubarwia to miejsce. Na terenie
wielkiego parku otaczającego pałac można znaleźć palmiarnię i zoo Tiergarten
(podobno najstarsze na świecie). Ale my tu o darmowych atrakcjach, a jedną z
nich jest na pewno Glorietta, czyli budowla wzniesiona na cześć zwycięstwa
Austrii nad Kolonią. Usytuowana jest na wzgórzu i można z niej podziwiać nie
tylko sam pałac, ale również panoramę Wiednia. Teren wokół pałacu wraz z
ogrodami również jest ogólnodostępny.
*Teraz
będzie trochę o Sisi.
Elżbieta
Bawarska (bo tak właściwie się nazywała) była niegdyś księżniczką Bawarii i
nikt nie spodziewał się tego, że w wieku 17 lat stanie się Cesarzową
Austrii i jednocześnie Królową Węgier. Zadecydował o tym przypadek, a w zasadzie
miłość od pierwszego wejrzenia. W dniu, w którym miały się odbyć zaręczyny Nene
(siostry Sisi) z cesarzem Franciszkiem Józefem, nagle cesarz oznajmił, że jego
miłością jest piękna, rezolutna i niezależna Sisi. Ona również zakochała się
bez pamięci, ale już od samego początku nie mogła poradzić sobie z
przytłaczającą etykietą dworską, której musiała się wyuczyć. Zaczęli otaczać ją ludzie, którzy nie byli przyjaciółmi, a tylko ochroniarzami lub służącymi,
a to pogłębiało samotność. Ślub z cesarzem był dla Sisi jak zamknięcie w
klatce, w której dodatkowo musiała poruszać się jak jej zagrano. W związku z
zaistniałą sytuacją cesarzowa skupiła się na jedynej rzeczy, na którą miała
wpływ – na swojej urodzie. Sport, diety, maseczki. W dzisiejszych czasach te 3
rzeczy brzmią dość naturalnie i kojarzą się z zadbanym ciałem. Trzeba jednak
dodać, że dieta Sisi wymagała niejednokrotnie wożenia za nią stada krów rasy
Jersey, które według niej dawały najlepsze mleko. Często przewożony był również
cały sprzęt do ćwiczeń, żeby cesarzowa nie przekroczyła swojej wagowej granicy
50kg. Nocne maseczki z surowej cielęciny, masaże specjalnymi miksturami oraz
kąpiele w ciepłej oliwie to kolejne wymysły Sisi. Wszystko po to, żeby stać
się pożądaną boginią, której nikt nie może mieć. Nawet jej własny mąż. Po
urodzeniu 3 dziecka Sisi przed lękiem kolejnego zajścia w ciąże (i
równoznacznej z tym utracie pięknej sylwetki) zerwała z nim wszelkie kontakty
intymne. Cierpiała również na depresję oraz manię prześladowczą. Czuła się źle,
bo utraciła wolność, która jak się okazało była dla niej jedną z
najważniejszych wartości. Dodatkowo jej stan psychiczny pogarszały złe relacje
z teściową oraz w późniejszym czasie śmierć syna, za którą nieustannie się
obwiniała. Tak zaczęły się jej podróże. One pozwalały jej poczuć prawdziwe
szczęście i uciec od samotności, którą paradoksalnie czuła w jedynym miejscu, w którym miała
bliskich. Nienawidziła dworskiego życia i konwenansu, mimo to wciąż myślała o
dzieciach i mężu i starała się wracać do nich na około 2 miesiące w roku. W
trosce o męża aranżowała również jego spotkania z pewną wiedeńską aktorką,
która została jego przyjaciółką aż do końca. Sama Sisi oddała się poezji,
podróżom i życiowym refleksjom, nie przestając przy tym dbać o
nieskazitelną urodę. Była wrażliwa na krzywdę innych, a w jej centrum
zainteresowania znajdowały się przede wszystkim szpitale psychiatryczne. Może
było to spowodowane faktem, że w jej rodzinie choroby psychiczne były bardzo
częste i sama Sisi zdawała sobie sprawę z tego, że sama kiedyś w taką popadnie
(kiedyś poprosiła męża o szpital psychiatryczny w prezencie na urodziny). Podczas
swoich podróży definitywnie nie zezwalała na towarzystwo osób odpowiedzialnych
za jej bezpieczeństwo. W 1898 roku w Genewie została zaatakowana przez
włoskiego anarchistę, który wbił jej w serce pilnik. Zabójstwo nie było
spowodowane niechęcią do samej cesarzowej, a jedynie chęcią „zabicia kogoś w
koronie” jak przyznał później morderca.
Belweder
Idealne
miejsce, żeby rozpocząć piesze zwiedzanie miasta. Belweder Górny usytuowany
jest na wzgórzu, a wokół niego znajdują się francuskie ogrody z masą rzeźb,
fontanny i lustrzany staw. To tam odbywały się bankiety i inne ważne przyjęcia.
Z ogrodów można również podziwiać panoramę miasta, choć trochę mniej
spektakularną niż z Glorietty w Schonbrunn. Schodząc ogrodami w stronę miasta
wyłania się Belweder Dolny, czyli mniej reprezentacyjna część kompleksu. Całość
była niegdyś własnością księcia Sabaudzkiego.
Polski
kościół
Kościół
usytuowany jest naprzeciwko Dolnego Belwederu, przy głównej ulicy.
W latach 80 był to punkt odniesienia wielu Polaków, którzy masowo wyjeżdżali do
Austrii w celach zarobkowych. Co niedzielę po mszy, pod kościołem odbywał się
handel różnymi dobrami typu papierosy i wódka. Nowi, którzy ledwo przyjechali
do pracy, przywozili zaopatrzenie z Polski dla rodaków, a ci chętnie je
nabywali.
Kärntner
Straße
Luksusowa
ulica Wiednia, na której znajdują się drogie butiki, restauracje, sklepy
jubilerskie i cała masa ludzi. W sezonie przedświątecznym dochodzą do tego
również liczne dekoracje. Tłumy przewijające się przez tę ulicę to również
zasługa jej lokalizacji w samym sercu miasta. Podczas mojej wizyty na ulicy
odbywała się promocja jakiś czekoladek wypełnionych słodką śmietaną. Grono
ludzi ustawiało się w kolejne, żeby wziąć udział w degustacji. Całemu
wydarzeniu towarzyszyła żywa muzyka, do której wielu przechodniów tańczyło
walca wiedeńskiego, a starsi trzymając się za ręce tworzyli koła i tańczyli na
zasadzie „do środka”, „na zewnątrz”. Wydaje się, że wydarzenia tego typu są na
tej ulicy dość popularne.
Katedra św. Szczepana
Jest to
swego rodzaju punkt odniesienia, który dzięki swoim rozmiarom widoczny jest
niemalże z każdego miejsca w Wiedniu. Nic dziwnego, że gotycka budowla należy
do elity świątyń europejskich pod względem wielkości – jej wysokość to 107m.
Katedra posiada 4 strzeliste wieże, a na jednej z nich podczas największych
uroczystości bije słynny dzwon Pummerin (trzeci co do wielkości europejski
dzwon). Wejście do środka katedry jest darmowe, płatne natomiast jest wyjście w
jej wyższe partie. Przed Katedrą stoją liczne dorożki, których swoją drogą po
tej części miasta jeździ bardzo dużo i w zestawieniu z zabudową wyglądają
bardzo efektownie. Kręcą się też osoby w strojach z epoki, rozdające ulotki.
Hudertwasserhaus
Kolorowa kamienica,
zaprojektowana przez Hundertwassena. Zaprojektował ją zupełnie za darmo,
przerażony myślą, że w tym miejscu może powstać jakiś brzydki budynek.
Cała budowla stroni od linii prostych i trywialnych rozwiązań. Wszystko wygląda
dość nienaturalnie i fascynująco, co przyciąga turystów. Nieco dziwi fakt, że w
kamienicy nie powstało żadne muzeum, czy galeria, ale dziwi w pozytywnym tego
słowa znaczeniu. Kamienica jest ciągle zamieszkiwana, a jej wnętrza nie można
zwiedzać. W ramach rekompensaty naprzeciw znajduje się mini pasaż, w którym
można nabyć lub pooglądać kolorowe obrazy, kalendarze i inne wykonane z
pomysłem przedmioty, które oczywiście bazują na twórczości Hundertwassena.
Narrenturm
Coś dla fanów Andrzeja
Sapkowskiego. To właśnie od wiedeńskiego szpitala psychiatrycznego (a w
zasadzie Narrenturm – Wieży Błaznów) zaczerpnął tytuł pierwszej części Trylogii
husyckiej. I to była pierwsza rzecz, która przyciągnęła mnie pod ten budynek.
Drugą była moja wiedza, zdobyta przy pisaniu pracy licencjackiej na temat
szpitali psychiatrycznych. Przebywanie w miejscu z tak przygnębiającą historią
jest ciekawym doznaniem. Chorzy psychicznie na przestrzeni wieków byli
traktowani różnie. Pierwotnie jako osoby święte lub opętane, następnie uważano
ich za kryminalistów, później za idiotów, którzy nie mają prawa przebywać wśród
społeczeństwa. Zanim zaczęto podejmować próby ich leczenia, psychicznie chorzy
musieli przeżyć prawdziwe piekło, które wiązało się z odrzuceniem, samotnością
i zniewoleniem. Narrenturm powstało w roku 1784 na polecenie cesarza Józefa II
i było swego rodzaju przymusowym przytułkiem dla głupców, u których choroby
diagnozowane były zgodnie z osiemnastowiecznymi standardami. W związku z tym
znajdowały się tutaj nie tylko osoby faktycznie chore, ale również aspołeczne,
lub choćby obrażające ówczesnego cesarza. Brak dostatecznej wiedzy
przekładający się na niehumanitarne sposoby „leczenia” są lustrzanym odbiciem
tej rotundo-kształtnej budowli, z której większość osób już nigdy nie wróciła.
Obecnie w środku znajduje się muzeum Patologiczno-Anatomiczne, największe tego
typu muzeum na świecie. Ku mojemu zdziwieniu mrocznie wyglądające niegdyś mury
szpitala są właśnie w trakcie procesu odnawiania i wtapiania w resztę pięknej
zabudowy miasta.
Prater
Jeśli jest coś, co odbiega swym
wyglądem od poukładanego i dostojnego Wiednia, to jest to Wurstelprater.
Ogólnodostępny lunapark ma do zaoferowania dużą dawkę rozrywki, która przekłada
się na niezliczoną ilość karuzeli, domów strachu i kolejek. Nawet jesiennym
wieczorem, kiedy mało kto przechadza się już uliczkami, większość atrakcji
czeka w gotowości na klientów. Kolorowe neony, głośna muzyka dobiegająca ze
wszystkich stron – to właśnie Wuestelprater. Zlokalizowany jest w jednej z
głównych dzielnic Wiednia na terenie parku Prater, a wstęp na jego teren jest
bezpłatny. Koszt atrakcji zaczyna się od 1euro.
Grafitti
Uliczna sztuka ubarwia Wiedeń.
Dodatkowo artyści mają tutaj mury do tworzenia dzieł podarowane jak na dłoni.
Wzdłuż Dunaju, który przepływa przez stolicę znajduje się cała masa pomysłowych
malunków, które nadają klimatu. Aż chce się iść i być zaskakiwanym. Grafitti
nad Dunajem to ciągnąca się w nieskończoność galeria sztuki na świeżym
powietrzu.
Restauracja Der Wiener Deewan
All you can eat pay as you
wish, czyli jedzcie ile możecie, płaćcie ile chcecie – to motto tej
pakistańskiej restauracji. O co chodzi? Jak to płacić ile się chce? Weszłam do
środka lekko zdezorientowana, ale ostatecznie jedzenie było pyszne, zapłaciłam
tyle ile uważałam że wypada i zdobyłam nowe doświadczenie, bo opcja totalnej
samoobsługi nie zdarza się zbyt często. Co do samego jedzenia, poszczególne
składniki wystawione są w pojemnikach, z których każdy nakłada sobie na talerz co
chce i ile chce. Przy mojej wizycie były to między innymi kawałki kurczaka,
ryż, różne sosy, sałatki, chleb, ciecierzyca. Dodatkowo obsługa przynosi czystą
wodę do każdego posiłku. Przy wyjściu uiszcza się opłatę, niektórzy mówili ile
chcą zapłacić i otrzymywali resztę inni dawali pieniądze i wychodzili bez
słowa. Niecodzienne.
To jedyna płatna atrakcja na
mojej liście, ale jeżeli ktoś uwielbia motyle, to nie może jej pominąć. W
chłodnie dni to również idealne miejsce na mini przerwę i przeniesienie się w
nieco bardziej tropikalny klimat. Szklarnia położona jest tuż obok Muzeum
Historii Sztuki Neue Burg i jest domem dla około 400 motyli, które można
podziwiać nie w gablocie i nie przez szybę, a chodząc wśród nich. Stworzono im
tam warunki jak najbardziej zbliżone do naturalnych. Nad głowami, na
egzotycznych roślinach, wszędzie można spodziewać się tych latających
ślicznotek, a w specjalnych inkubatorach wiszą kokony z wykluwającymi się
nowymi pokoleniami. Czasami motyle siadają na wniebowziętych zwiedzających.
Koszt takiej wizyty to 5euro dla uczniów/studentów, 6.50 dla innych.
Istnieje o wiele, wiele więcej takich miejsc, które spacer po Wiedniu zamieniają w prawdziwą przyjemność. Kościół św. Karola Boromeusza, Kościół Wotywny, Stadtpark, Opera, ogólna zabudowa miasta, możliwość przeglądnięcia najstarszej gazety świata Wiener Zeitung, która wisi niemalże na każdym słupie (daje się 1E i można sobie zabrać), Central Cafe (ulubiona kawiarnia Hitlera, do której turyści stoją w kolejce na ulicy, ze względu na przepełnienie), Cafe Sacher (kawiarnia podająca oryginalny wiedeński torcik Sachera, ale kolejki takie same jak w poprzedniej). Polecam się wybrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz