Sycylia poza sezonem, czyli wszystko na wyłączność
3/13/2018
Sycylia zmieniła moje zdanie na temat popularnych wśród turystów, wakacyjnych destynacji. Do tej pory nie
widziałam w nich nic, co mogłoby jakoś szczególnie
satysfakcjonować, wydawały mi się strasznie nudne. Wszystko
zrobione pod turystów, walka o dobre zdjęcie bez jakiejś obcej
głowy na głównym planie, przeciskanie się między stadem
rozanielonych selfie-makerów. A wszystko po to, żeby zobaczyć coś,
czego i tak nie widać. Prawdziwe oblicze zabytku/miejsca ukryte jest zazwyczaj pod
dziwną, sztuczną otoczką, której wszyscy bezwiednie się poddają.
W takich momentach cała aura tych niezwykłych miejsc znika, w
najlepszym wypadku zostaje tylko osłabiona – nic dziwnego. W tłoku
ciężko skupić się na prawdziwym duchu danego miejsca, no chyba że
jest to miejsce, którego duchem jest właśnie tłok. Wyjątkiem są
też miejsca zatłoczone, w których większość osób to lokalsi prowadzący swoje codzienne życie, ale. Sycylia pokazała mi, że wystarczy
wstrzelić się w sezon, w którym dane miejsce jest mało atrakcyjne
dla typowego wczasowicza. Nagrodą za takie podejście do sprawy jest
to, że w najbardziej zatłoczonych miejscach można znaleźć się
samemu, krajobrazu plaż nie gracą parasolki, bezludne wyspy są
faktycznie bezludne, a w turystycznych miasteczkach zamiast natknąć
się na turystów można trafić np. na huczne zakończenie karnawału
z udziałem wszystkich mieszkańców.
Wszystko nie tak...
Był plan, żeby wypożyczyć samochód.
Był plan, żeby objechać miejsca znane i mało znane. Warto było
poczytać podczas planowania o tych wszystkich wspaniałych rzeczach
i miejscach, które mogłam zobaczyć, ale dziękuję ci losie za to,
że NIE trafiłam do 2/3 z nich i, że do tej 1/3, do której
trafiłam musiałam dojść na nogach targając ciężki plecak. I
dziękuję za to, że w trakcie całej drogi żaden kierowca nie
zatrzymał się, żeby mnie podwieźć, tylko uśmiechnięci
odmachiwali i jechali dalej. Dzięki temu wypatrzyłam ciekawe
miejsca, których prawdopodobnie nie zauważyłabym przemieszczając
się samochodem. No i dodatkowo 7km drogi pod górkę zimą zamieniło
się w 7km drogi pod górkę zimą z odczuwalną temperaturą +30
stopni.
Wypożyczalnia samochodów, z której
mieliśmy skorzystać na lotnisku wymagała zbyt dużego wkładu
własnego, o którym wcześniej nie wiedzieliśmy. Można było
oczywiście wykupić dodatkowe ubezpieczenie, które nieco
minimalizowało wkład, ale dochodziły jeszcze opłaty za wiek
kierowcy poniżej 25 roku życia i ostateczna cena nas nie
satysfakcjonowała. Poza tym nie mieliśmy doświadczenia w
wypożyczaniu samochodów i po krótkiej rozmowie z panem z obsługi,
odeszły chęci na nabycie go w tamtym miejscu. W takim wypadku
jedyną sensowną opcją było po prostu to olać.
Autobus z Katanii do Taorminy miał
odjeżdżać za 2h. Niecierpliwość wzięła górę, dlatego wybór
padł na pociąg odjeżdżający za kilka minut. Poza tym przejazd
pociągiem był o połowę tańszy. Do 25 roku życia to koszt nieco
ponad 4 euro (w niedzielę drożej!) i niecała godzina jazdy. Do
pewnego momentu wydawało się, że był to jeden z lepszych wyborów
dokonanych tego dnia. Krajobraz jak magnes przyciągał do
zabrudzonego okna pociągu. Lasy wielkich kaktusów rosnących na
dziko i setki drzewek z cytrynami i mandarynkami dla kogoś wyrwanego
ze środka zaśnieżonej Europy wyglądały jak szczyt egzotyczności.
W końcu dotarliśmy. Stacja Taormina –
totalne odludzie. Czego ja się spodziewałam? Że pociągiem wyjadę
na klif? Niby niedaleko był przystanek autobusowy, ale znowu to
czekanie...przecież na nogach będzie szybciej. Taormina położona
jest na stromych zboczach, co daje nieskończoną ilość pięknych
widoków na morze, wysepki, górzyste tereny i oczywiście wulkan
Etnę. I tak oto wąską, krętą drogą podążyliśmy przed siebie.
Szliśmy i szliśmy. Minął nas autobus, którym mieliśmy jechać z
Katanii, minęło nas też kilka innych autobusów. Nie udało się
zyskać na czasie, ale za to dojście do Taorminy było jak
ukończenie maratonu. Na mecie leciała zwycięska muzyka, wszyscy
wiwatowali, cieszyli się i tańczyli. Bynajmniej nie na naszą
cześć. Przypadkowo trafiliśmy prosto na zakończenie karnawału,
do którego przygotowywało się całe miasteczko!
Turystów nie ma – Sycylijczycy
harcują!
Nie spodziewałam się, że na Sycylii
odnajdę coś lepszego od słynnego weneckiego karnawału. Pozwalam
sobie jednak stwierdzić, że odnalazłam. Karnawał na Sycylii to
coś zupełnie niekomercjalnego i nieznanego dla turystów, dlatego
czuć prawdziwą, nie wymuszoną atmosferę. Sycylijczycy wychodzą z
domów zaopatrzeni w wielkie worki z konfetti, którym podczas parady
rzucają we wszystkich w zasięgu wzroku (obrywały nawet babcie
stojące pod kościołem). Parada dzieliła się na kilka światów.
Świat kowbojów, cukierków, emotikon, piratów, bogów i Indian. Do
każdego byli przypisani odpowiednio przebrani mieszkańcy, którzy
tańcząc, śpiewając i popijając alkohol przemierzali główny
deptak. Za każdą grupką jechał przyozdobiony samochód
nagłaśniający skoczną muzykę, co wprawiało w ruch nawet widzów.
Na koniec cała ulica wyglądała jak pokryta grubą warstwą śniegu,
ale nie...to tylko tony białego konfetti.
Zakończenie karnawału nie ma stałej
daty. Termin jest zależny od tego jak w danym roku wypadają święta
wielkanocne. Jedno trzeba przyznać – ma moc!
Co robić w Taorminie?
Po pierwsze Taormina jest pełna
punktów widokowych, wąskich, uroczych uliczek, drzewek z
mandarynkami i typowego włoskiego klimatu. Po drugie, znajduje się
tam atrakcja, która jest na liście „must see” osób
wybierających się do Sycylii - Teatr Grecki. Miejsce jest naprawdę
ciekawe i dodatkowo idealnie widać z niego wulkan Etnę. W sezonie często
odbywają się tam różnego rodzaju koncerty i przedstawienia, poza
sezonem panuje cisza i spokój. Ci, którzy mają już dość widoków z
góry powinni udać się na pobliską plażę. Plaża jest dość
specyficzna, bo często łączy się wąskim przesmykiem z małą
wysepką Isola Bella umożliwiając przedostanie na nią bez
konieczności wypożyczania łódki. Do 1990r wyspa była własnością
Florence Trevelyana – brytyjskiej arystokratki, która wybudowała
tam swoją posesję i postanowiła urozmaicić nieco faunę
importując egzotyczne rośliny. Po śmierci Florence wyspę przejęło
państwo i obecnie jest ona rezerwatem przyrody, w którym można
natknąć się na nietypowe gatunki roślin, ptaków, lub jaszczurek.
Informacje praktyczne:
Informacje praktyczne:
x Do Teatru Greckiego niestety nie
można wejść kiedy się chce. Jest on otwarty zawsze od godziny
9:00, ale jego zamknięcie zmienia się wraz z porami roku. W
miesiącach zimniejszych zamknięcie wypada koło godziny 16-17, w
cieplejszych 18-19. Dokładna rozpiska znajduje się na oficjalnej
stronie Taorminy.
x Droga na Isola Bella dla
niemobilnych: z dworca w Taorminie podjechać busem (zatrzymuje się tam prawie każdy) na
przystanek „Capo Taormina”. Stamtąd idzie się jeszcze około 15
minut na nogach w dół.
A w Katanii było tak...
Katania - portowe miasto położone u
podnóża Etny. To zazwyczaj tam zaczynają przygodę wszyscy ci,
którzy postanowili zwiedzić wschodnią część Sycylii. Siłą
rzeczy każdy musi Katanię zobaczyć chociaż przez chwilę. I co z
tego wynika? Jedni kochają ją za piękno, drudzy nienawidzą za
brzydotę... Pisząc o tym mieście zastanawiam się, do której
opinii ja powinnam się przychylić. Czy to miasto opisać bardziej
od strony podejrzanej dzielnicy, w której mieszkaliśmy, czy od
pięknego wschodu słońca w słynnym katańskim parku.
Spędziłam tam zdecydowanie zbyt mało
czasu, żeby móc dokonać rzetelnej oceny, ale czas ten wystarczył
na pobieżne poznanie dwóch stron miasta. Jedna to tętniące życiem
centrum, czyli ekskluzywne butiki, restauracje i masa ludzi
podążająca deptakiem, który pilnie strzeżony jest przez
żołnierzy. Nieopodal tej bogatej ulicy roi się od knajpek,
restauracji i oczywiście kawiarni obleganych do późnych godzin
nocnych. Nie raz dziwiłam się, kiedy około godziny 23:00
zmierzałam w stronę mieszkania, a Sycylijczycy zamiast powoli
zamykać knajpy, to bardzo powoli je otwierali. Właściwie nie
wiadomo po co, bo poza tym głównym deptakiem nie było specjalnego
ruchu.
Jeżeli chodzi o jedzenie nocną porą
to najbardziej rzuciły mi się w oczy kebaby. Łatwiej było znaleźć
bar z kebabami niż pizzerię, a kolejki do wszelkiego rodzaju fast
foodów były nieziemskie. Mimo, że nie próbowałam tamtejszego,
ulicznego jedzenia, to nie tknę się go już chyba nigdy. Powód
jest niewiarygodny...tyle mieszkań w Katanii, tyle możliwości
znalezienia przyzwoitego noclegu, a my? My jak się okazało
zarezerwowaliśmy nocleg w starej kamienicy otoczonej innymi starymi
kamienicami, ciemnymi uliczkami, wysypującymi się śmieciami, a
naprzeciwko był Kebab Bar... Bar ten miał wentylację, z której
cały dym leciał prosto do naszego okna. Nie mam pojęcia jak ludzie
mieszkający w tej kamienicy wytrzymują to na co dzień, ale na
pewno nie jedzą kebabów.
Wczesnym rankiem Katania jest uśpiona.
Na deptaku nie widać żywej duszy, panuje spokój i cisza. Nikt
chyba nie chodzi na wschód słońca do najstarszego parku miejskiego
Giardino Bellini – sporo tracą. Może to mieć związek z
otwieraniem restauracji o godzinie 24:00. Poza tym, który Włoch
zdążyłby na wschód słońca...o wiele łatwiej po prostu pójść
na zachód. O godzinie 8:00 w parku miejskim jedynie pewien starszy
pan starannie układał rośliny na wielkim skalniaku. Miały one
przedstawiać właściwą na ten dzień datę. Poza tym można tam
zobaczyć strelicję królewską (czy tylko mi tak bardzo się
podoba?), fontanny, a z tarasu widokowego oczywiście wulkan Etnę.
Co zwróciło moją uwagę?
Sycylijczycy są bardzo modni. Nie ma
osoby, która byłaby ubrana byle jak. Każdy na swój sposób stara
się wyglądać stylowo. Szczególnie odczułam to przechadzając się
pewną plażą, na której swoją drogą chyba wszyscy byli na
randce. Siedząc na równo złożonych kocykach wyglądali jak
zastygłe rzeźby wpatrujące się z gracją w morskie fale.
Wyprostowani, romantyczni, idealni...z kolei ja z plecakiem idealnie
burzyłam ten nastrój.
Druga rzecz...Gołębie! Gołębie
łaziły wszędzie tam, gdzie spodziewałam się jakiegoś
egzotycznego ptactwa i tam, gdzie nie spodziewałam się ptaków w
ogóle. Nie pasowały kompletnie do krajobrazu, ale ewidentnie miały
to gdzieś. Nawet w dniu odlotu postanowiły mnie pożegnać wlatując
na terminal i prosząc o resztki cannoli.
Na śniadanie obowiązkowo kawa! To w
zasadzie napój podstawowy o każdej porze dnia. Kawiarnie ciągle
pękają w szwach. To samo tyczy się cukierni i piekarni, które
oferują tradycyjne sycylijskie przysmaki takie jak Cannoli (pycha!)
lub trochę mniej na słodko Arancini (nadziewane kulki ryżowe).
Poza tym prawie wszędzie można kupić kawałek pizzy na wynos,
pizzowe bułeczki i masę innych pizzowych rzeczy. Cała reszta
wypieków wygląda równie pięknie, także przez przypadek wydaliśmy
na nie wszystkie pieniądze 30h przed odlotem. Można się zapomnieć!
P.S. Jeśli nie znacie anchois, to
wiedzcie, że są to przetwory z sardeli (bardzo tłusta ryba o
ostrym, wyrazistym zapachu i smaku). Warto to wiedzieć, żeby nie
kupić przez przypadek pysznej kolacji zepsutej tym podłym
dodatkiem. Oczywiście jest wielu zwolenników anchois, jednak ta
informacja dla wybrednych niejadków (ja!).
Ja byłam w Cefalu w lipcu. Turystów multum ale i tak było fajnie :))
OdpowiedzUsuńKażda pora rządzi się innymi prawami - w lipcu przynajmniej miałaś cieplutko :)
UsuńWłochy to piękne miejsce, chociaż Sycylia to zawsze kojarzyła mi się z nieuprzejmością lokalsuf. No fajnie, okej byloby pojechać tam.
OdpowiedzUsuń