Wypożyczenie samochodu na Islandii – (nie)poradnik
3/26/2018
Fakt, że podczas moich podróży zawsze coś idzie nie tak, niestety nie upoważnia mnie do napisania typowego poradnika. Myślę że tekstów o tym co zrobić, żeby było dobrze jest już wystarczająco dużo. Pytanie co zrobić, jeżeli należy się do grupy tych szczęśliwców, którzy przygody zaliczają nawet przy rzeczach banalnie prostych. Na co zwrócić uwagę i czego niespodziewanego można się spodziewać? Prawdopodobnie moja historia to przypadek jeden na milion, ale może akurat ktoś jakimś dziwnym trafem również wynajmie nielegalny samochód bez ubezpieczenia i dokumentów. Zapraszam!
Dlaczego warto zainwestować w
lepsze ubezpieczenie?
Każdy, kto wybiera się do Islandii
zauważył już pewnie na mapie, że nie ma tam zbyt dużego wyboru
jeżeli chodzi o drogi. Droga nr 1 to główna, prowadząca naokoło
wyspy asfaltówka. Istnieje jeszcze kilka asfaltowych dróg poza nią,
które umożliwiają wjazd nieco w głąb wyspy np.: trasa wokół
Golden Circle. A co z resztą kraju? Reszta kraju to drogi oznaczone
literką „F”, czyli drogi offroadowe, do których pokonania
potrzebna jest solidna terenówka, a każda próba przejechania po
nich zwykłym samochodem może skończyć się lawetą. W okresie
zimowym większość dróg F jest nieprzejezdna, ze względu na
warunki atmosferyczne.
Wracając do dróg głównych. Do ich
pokonania wystarczy zwykłe, małe autko, ale trzeba pamiętać, że
poruszanie się po nich również bywa nieco stresujące, dlatego
warto być przygotowanym na pewne okoliczności. Przytoczę tutaj
dwie sytuacje, w których ja poczułam dreszczyk emocji.
Pierwsza miała miejsce podczas próby
dotarcia do słynnej laguny lodowcowej. Cały dzień była piękna
pogoda, dlatego zaskoczyło mnie niezmiernie, gdy w ciągu sekundy
czarujące, wulkaniczne pustkowia zaczęły rzucać w samochód pyłem
i kamykami. Następnie olbrzymie jęzory lodowca pogrążone we mgle,
postanowiły wciągnąć nas w swój świat osypując padającym
poziomo śniegiem. Konkretniejsza masa samochodu była wtedy bardzo
pożądana. Dlaczego? Wiatr był tak silny, że w myślach widziałam
już nasze leciutkie autko lecące dachem do dołu na wulkaniczne
kamienie. Szybko zawróciliśmy z pochłaniającej nas zamieci, ale
to przecież nie tak hop siup. Trzeba było zmierzyć się jeszcze z
pędzącymi tirami, które przy wietrze około 100km/h generowały
niezwykły opór powietrza. Świadomość, że w pobliżu nie ma nic
i nikogo pogłębiała uczucie strachu i podekscytowania. Zrozumiałam
wtedy czym naprawdę jest Islandia. To natura, której nikt nie jest
w stanie się oprzeć. To natura, wobec której człowiek jest nikim.
Druga sytuacja była już mniej
poetycka. Na niektórych drogach bocznych, które nie są oznaczone
symbolem „F” występują drobne kamyczki. Nie jest problemem
przejechanie po nich zwykłym, małym samochodem. Problem zaczyna się
wtedy, gdy pędzący z dużą prędkością jeep wykona manewr
wyprzedzania...Wtedy niegroźne kamyczki dostają skrzydeł i
uderzają z dużą siłą o szyby samochodu. Nie da się przed tym
uchronić, nie da się tego przewidzieć. Patrząc na szybę naszego
samochodu, chyba dość dużo osób zaliczyło takie kamieniowanie
przed nami.
Przed wyjazdem przeczytałam baaardzo
dużo artykułów, postów, porad na forach (zarówno
polskojęzycznych jak i anglojęzycznych) zanim znalazłam to czego
szukałam. A czego dokładnie szukałam? Małego samochodu w
przystępnej cenie, z niewielkim wkładem własnym i koniecznie
ubezpieczeniem SCDW. Zwykłe ubezpieczenie (CDW) oferowane w cenie
wynajmu nie obejmuje zazwyczaj tak istotnych elementów jak np.
szyby, koła, silnik, a nawet laweta w razie W, dlatego chciałam
trzymać rękę na pulsie i mieć jak najlepszą ochronę (w końcu
to pierwszy raz z wypożyczalnią).
Okazało się, że znalezienie
samochodu spełniającego powyższe kryteria nie jest takie proste, a
w zasadzie niewykonalne. Dodatkowo brak karty kredytowej zamyka drogę
do większości wypożyczalni. Człowiek postawiony w sytuacji bez
wyjścia drzwiami, szuka wyjścia oknem, tak też trafiłam na
informację o Polakach mieszkających na Islandii, którzy
wypożyczają swoje samochody bez żadnego „papierka”. Do
znalezienia takiej osoby przyda się grupa na Facebooku „Polacy na
Islandii” – zawsze trafi się ktoś, kto pomoże. Dobra opcja,
ale szukałam dalej. I znalazłam...
Carrenters.is, czyli wypożyczalnia peer to peer na Islandii
Carrenters to nic innego jak pośrednik pomiędzy prywatnymi osobami, które chcą udostępnić swój samochód, a osobami chcącymi z tej usługi skorzystać.
Wypożyczenie samochodu powinno wyglądać następująco. Po pierwsze rejestrujemy się na stronie internetowej pośrednika i uzupełniamy swoje dane. Następnie można przejść do wyboru samochodu. Najlepiej wybrać auto, które uzyskało już wcześniej dobre opinie, to zmniejszy ryzyko wypożyczenia złomu. Przy każdym samochodzie są zamieszczone indywidualne informacje od właściciela dotyczące ceny, minimalnego czasu wynajmu, miejsca odbioru itd. W razie pytań można skontaktować się z nim przed rezerwacją przykładowo w celu ustalenia, czy jest w stanie podwieźć samochód na lotnisko. Jeżeli wszystko jest jasne dokonujemy rezerwacji i czekamy na akceptację właściciela. Po potwierdzeniu dostępności samochodu, na naszym koncie udostępnione zostaną dokumenty (umowa i dokument potwierdzający zwrot samochodu), które teoretycznie powinien wydrukować właściciel, ale nie zaszkodzi mieć ich ze sobą na wszelki wypadek, gdyby zapomniał. Dokumentacja jest bardzo ważna, ponieważ na miejscu należy zawrzeć w niej informacje o wszystkich wadach samochodu, które zaobserwujemy podczas oględzin. Po oddaniu samochodu, stanowi ona potwierdzenie, że właściciel otrzymał go w stanie nienaruszonym (bardziej niż był) z powrotem. Na dole każdego dokumentu obie strony składają podpisy. Płatność teoretycznie możliwa jest tylko za pomocą karty kredytowej, ale w administracji powiedzieli nam, że „można próbować kartą debetową, jeżeli płatność przejdzie to będzie ok”. Pieniądze ściągane są z konta w momencie akceptacji rezerwacji przez właściciela. Wcześniej można jeszcze wybrać dodatkowe ubezpieczenie SCDW (Super Collision Damage Waiver), które znacznie minimalizuje wkład własny. Tak to wszystko wygląda teoretycznie. Prawdopodobnie w większości przypadków sprawdza się to również w praktyce.
Podsumowując. Ogólne założenia
pośrednika są bardzo trafne, a oferty bardzo atrakcyjne przede
wszystkim ze względu na ceny oraz elastyczność. Carrenters jako
pośrednik jest bardzo dobrą firmą, ale tak naprawdę większość
zależy od właściciela, który ostatecznie oddaje swój samochód w
nasze ręce. I tak zaczyna się moja historia, która dość znacznie
odbiega od prawidłowego przebiegu wypożyczania samochodu.
Wrakiem po Islandii
Zaczęło się wzorowo. Znaleźliśmy
odpowiedni samochód. Pojawił się minimalny problem, ponieważ nie
mieliśmy karty kredytowej, żeby opłacić rezerwację, ale „jak
przejdzie debetową to ok”. I przeszło. Właściciel oznajmił, że
przywiezie samochód na lotnisko i będzie czekał na nas w sekcji
przylotów z wypisaną, imienną tabliczką.
Nadszedł dzień, w którym stanęliśmy
na lotnisku w Keflaviku z optymistycznym założeniem, że skoro miał
być, to na pewno będzie. I tutaj całą moją filmową wizję
uradowanego mężczyzny, machającego kartką z moim imieniem szlak
trafił. Było prawie pusto i chociaż co druga osoba trzymała jakąś
kartkę, to nie była to TA kartka. Zaczęła się wędrówka mająca
na celu przesłuchanie wszystkich obecnych, czy przypadkiem nie
czekają na nas. Jak się okazało nikt nie czekał, ponieważ
właściciel naszego przyszłego samochodu najzwyczajniej w świecie
o nas zapomniał. Kiedy w końcu około 12:00 w nocy dotarł na
lotnisko okazało się, że samochód tak naprawdę nie jest od osoby
prywatnej, tylko służy również w wypożyczalni „Rent a wreck”.
Cóż za trafna nazwa, gdyby tak tylko przerobić ostatnie słowo na
„wrak”. Przystąpiliśmy do formalności. Mężczyzna
zaproponował nam, że podjedziemy do biura i tam będziemy mogli
uiścić opłatę za wkład własny. Pierwsze jednak wyszliśmy
obejrzeć samochód, żeby spisać wady, które posiadał. A posiadał
ich sporo. Po wszystkim podpisaliśmy papiery, a właściciel
zostawił nam samochód i sobie poszedł. Nie wiem czy zapomniał o
tym, że mieliśmy opłacić wkład własny, czy może zrezygnował z
niego, gdy dowiedział się o naszym dodatkowym ubezpieczeniu SCDW.
Zadowoleni wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Dojechaliśmy do
szlabanu na parkingu lotniskowym. Podczas próby zapłaty za parking
okno od strony kierowcy jak się otworzyło, tak już zostało. Bez
namysłu wykonaliśmy szybki telefon do gościa, żeby natychmiast
wracał i dopisywał na umowie kolejne usterki. I tym sposobem po 10
minutach znów się widzieliśmy. Okazało się, że te modele tak
mają (no tak! Jak mogłam na to nie wpaść) i nie ma się co
przejmować. Trzeba szybę „wytargać” do góry to się zamknie,
a tak w ogóle to jest zimno i może dlatego się nie zamyka, ale
przede wszystkim nie przejmować się tym. No cóż, nie było innego
wyjścia niż wziąć sobie tą cenną radę do serca Przydała się
później niejednokrotnie. Tym sposobem dojechaliśmy już nie kilka
metrów, a kilka kilometrów dalej (szło coraz lepiej!), a
mianowicie na stację. Chciałam pójść zapłacić za paliwo, ale
niestety nie mogłam. Drzwi od strony pasażera nie działały. I tak
właśnie stałam się księżniczką wyjazdu czekającą, aż
gentleman otworzy drzwi. Niejednokrotnie ludzie spoglądali na to
widowisko nieco rozbawieni, bo w końcu taka „obsługiwana” dama
w Hyundaiu i10 to niecodzienny widok. Nieco gorzej wyglądało to,
kiedy ja prowadziłam samochód i musiałam wysiadać, żeby otworzyć
drzwi męskiej części załogi. Dalsza wyprawa to koncert stukania i
innych dziwnych odgłosów. Raz tu, raz tam. Idąc za radą
właściciela - nie przejmowaliśmy się. Moment kulminacyjny miał
miejsce, gdy pewnego dnia nasza hostka z couchsurfingu zauważyła że
z naszym samochodem jest coś nie tak. Z jej ust padły słowa „Guys!
You have completley illegal car!” i wpadła w okrutny śmiech.
Miała rację. Nie zorientowaliśmy się, że rok ważności
ubezpieczenia (naklejony na tablicach rejestracyjnych) upłynął już
dawno temu. Właściwie to my nie mieliśmy się czym przejmować
(chyba), gorzej miałby się właściciel, gdyby sprawdziła nas
policja. Na szczęście policjantów jest tak mało, że ciężko się
na jakiegoś natknąć.
W ostatni dzień właściciel kazał nam
zostawić niezamknięty samochód na parkingu lotniskowym, z
kluczykami w środku. Powiedział, że jeżeli z autem wszystko ok to
ani my, ani on nie potrzebuje papierów. I tak zostawiliśmy samochód
jakby nigdy nic, z tego wszystkiego nawet nie robiąc mu zdjęcia.
Nie mieliśmy żadnego potwierdzenia, że oddaliśmy samochód z
powrotem, ale wszystko skończyło się pomyślnie. Dzień później
napisał, że odebrał samochód i wszystko w porządku. Uf...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz